Usunięte wpisy na Facebooku

6 stycznia 2023

Są dni, które przechodzą do annałów, dni, które się wspomina latami, dni, a w tym wypadku ten jeden konkretny dzień, który był intensywniejszy i bogatszy w przygody i zwroty akcji niż niejedno całe życie. To też jeden z tych dni, po których gdy spoglądam w lustro myślę, że może jednak moi różni mniej przychylni „znajomi” mają odrobinę racji co do mnie xD 

Tak, kurwa, nie do końca miałem to w planie, ale zawiesiłem poprzeczkę na nowym dla siebie poziomie. 

Ale zanim przejdę dalej chciałbym przestrzec, że poza aspektem humorystycznym będę chciał przemycić sporo o wojennej, zgniłej pseudo-moralności, która zgoła odbiega od tego do czego przyzwyczaiły nas czasy długotrwałego pokoju i względnej stabilizacji. 

Nie będę też pisał relacji z Bachmutu. Macie ich od groma – po drugie ja na tej wojnie jestem gonzo wolontariuszem, a nie gonzo reporterem. Dzisiaj poza tym i tak to odcinek Bachmut – Soledar wyszedł na pierwszy plan (przełamanie ukraińskich linii z obu stron Soledaru). 

Więc zajechaliśmy do wspomnianego w ostatnim wpisie bloku gdzie znajdować się miało mieszkanie z 20 tysiącami hrywien (~2500zł). Od czasu ewakuacji ponad miesiąc temu blok ewidentnie odwiedził jeszcze dosadniej „ruski mir”. Większość mieszkań spalona, zawalone przejścia, oj nie było rewelacji. Po początkowych pomyłkach znaleźliśmy w końcu odpowiednie drzwi, znalazłem zamek, wsadziłem klucz i… przekręciłem go… nic nam nie wybuchło w ryje, wpadamy do lokalu. 

Dalej według opisu. Pokój po prawo, na samym końcu łóżka… kurwa… tona jakichś paczek, przedmiotów, toreb, ubrań, dosłownie 30cm przejścia. Niczym najgorszej klasy złodzieje przetrzepywaliśmy te zwały w poszukiwaniu czarno-niebieskiej materiałowej torby. Coś jest… wewnątrz kobieca torebka… w niedużej oddali odgłosy walk na przedmieściach Bachmutu… emocje sięgają zenitu… 

Dokumenty, lekarstwa, więcej dokumentów, Kuba wyciąga kilka papierowych, prostopadłościennych, elastycznych paczuszek. Łapczywie otwieramy. O kurwa! Cztery pliki pięćsetek… pakujemy w euforii do plecaka łup i zwijamy się. Obaj byliśmy świadomi, że z całą pewnością to jest coś więcej niż 20 tysięcy… ale nie bardzo chcieliśmy to robić akurat tam i akurat wtedy. 

Ile to jest dokładnie dowiemy się za kilka godzin zajadając ormiańskie jedzenie w Kramatorsku. Ale zanim… 

Nikt mi nie płaci za to co robiłem i robię.  

Do dzisiaj przykładowo wiele osób powątpiewa w historię kiedy Turcy strzelali do mnie i Tomka Maciejczuka z bliskiej odległości wzdłuż wąskich uliczek Diyarbakir. Nikt poza nami nie zna prawdy. Ja wiem i pamiętam, że kompletnym przypadkiem przestaliśmy obaj nagrywać dosłownie sekundy zanim padły pierwsze strzały. Ja to wiem i Tomek to wie. I nigdy tego nie zdołamy udowodnić. Wojny, tak jak i życie, to zbiegi pierdolonych okoliczności. Jedne rzeczy się nagrywają, inne nie… 

Po oszabrowaniu babuszki udałem się do pochowanych w pobliżu żołnierzy z Gwardii Narodowej i przekazałem sporo ubrań. Powinienem był wrzucić teraz zdjęcie, prawda? No właśnie… ten dzień się dopiero zaczynał… 

Dosłownie 10 minut później zorientowałem się, że zgubiłem telefon. Zaparkowaliśmy między blokami i przeczesaliśmy auto… nic… wróciliśmy się do miejsca gdzie przekazywaliśmy rzeczy… nic.. zaczęło się odtwarzanie w pamięci, bo autentycznie były dosłownie 2-3 miejsca gdzie ten telefon mogłem stracić… 

I ja i żołnierze pamiętaliśmy, że po zrobieniu zdjęć i wzięciu od nich numeru telefonu schowałem go kieszeni. Od tej pory do momentu zorientowania się nie wychodziłem z auta… 

Więc po powrocie przeczesałem jeszcze raz całe auto i… nic. Brak sygnału oznaczać musiał prawie na pewno tylko jedno. Telefon został w Bachmucie… ale kurwa jak?! 

…żeby tego było mało, to w stresie i nerwach nie ogarnąłem, że na pełnej kurwie z prawej mnie wyprzedzali żołnierze i przyjebałem im w bok. Nikomu nic się nie stało, trwa wojna, auta się zużywają błyskawicznie więc każdy ma w chuju estetykę i po dosłownie 20 sekundach rozmowy rozjechaliśmy się… 

Musiałem odpocząć. Jeszcze Kuba pojebał wyjazd, zaczęliśmy krążyć po zajebanym barykadami pierdolonym Bachmucie, a ja bez swojego telefonu nie mogłem nawigować. Dobrze, że nie wpierdoliliśmy się na południe miasta gdzie cały czas trwają walki na linii Opytne – Ivanhrad. W końcu wyjechaliśmy na Czasiw Jar i naokoło przez Konstatiniwkę dojechaliśmy do Kramatorska. 

Usiedliśmy w ormiańskiej knajpie. Wypluty zacząłem po cichu przeliczać hajs po dwie pięćsetki. 1-2-3-…20 „Kuba kurwa… nie jestem nawet w połowie pierwszego (z czterech) rulonu…” 47… 48… „To ja już chyba wiem co się stało…” 50. 

Nie wiemy kto, gdzie i kiedy się walnął. Ale okazało się, że nie mówimy o 20stu tylko 200stu tysiącach hrywien… 

Zostałem szabrownikiem. 

Gdzie moralność? Czym zawiniła babuszka? Lubimy proste życiowe wybory… a wojna… ja nie grałem, ale słyszałem, że ten klimat znakomicie oddaje „The war of mine”. 

Ona do Bachmutu nie wróci. A na pewno nie wróci szybko. I do tego bloku też nie bardzo… Wyjechała na złą stronę. LNR jest złą stroną. Ale przecież to nie jej wina, że akurat tam ma rodzinę… ale co… teraz mamy wysłać ekwiwalent 25 tysięcy złotych do niej tam? De facto do Rosji? Z Kubą mamy bardzo różne podejścia. Mnie interesuję tylko jedno – zniszczyć Rosję. A Kuba? On jest bardziej subtelny w tym świecie szarości i niejasności. Ma prawo. Różnimy się. Wracając… jeśliby nikt tych pieniędzy nie wygarnął to by przepadły, może spłonęłyby, albo ktoś by je i tak ukradł. W Bachmucie szabrownictwo już ponoć trwa w najlepsze. A inni wolontariusze? Skąd pewność, że by oddali? Ja od razu powiedziałem, że te pieniądze do babuszki nie trafią. Kto nas rozliczy? Kto by ewentualnie innych rozliczył? Gdzie jest prawda? Mogliśmy powiedzieć, że tam żadnych pieniędzy nie było. Mógłbym napisać i wymyśleć co mi się żywnie podoba. Nikt tego nigdy nie będzie mógł zweryfikować. 

Tak jak tylko ja i Tomek znamy prawdę z Turcji, tak tylko ja i Kuba znamy prawdę z tego mieszkania. A cała reszta co wie lepiej od nas co należało bądź należy zrobić? Was tam nie było. Was tutaj nie ma. 

Ja swoją 1/4 (50k hrywien = około 6 tysięcy zlotych), jak ustaliliśmy dzień wcześniej na wszelki wypadek, przekażę Jegorowi. Kuba ze swoimi 3/4… nie mnie go rozliczać, ma poświęcić te środki na dalsze ewakuacje. To nie jest tania zabawa. Paliwo czy naprawy aut kosztują i to niemało. 

Jaki kurewski paradoks. Pieniądze babuszki, która uciekła do LNR pójdą na wojnę właśnie między innymi z LNR. 

A telefon… miałem fleszbek… “Kurwa Kuba, a jak przyjebaliśmy zjeżdżając z krawężnika? Przecież wychodziłem z auta sprawdzić!”. Kuba zaczął przeglądać swoje nagrania. Ten dzień nie chcę nam dać spokoju. Kurwa jego pierdolona mać! Mamy dokładne klatki na których widać kiedy telefon mi wypada z kieszeni. Kolejna zagadka rozwikłana. 

Nie pytajcie. Wiecie przecież. 

31 sierpnia 2022

A skoro misja wykonana myślę, że mogę już napisać coś od serca. Więc zanim mi Fejsbuk to zdejmie wraz z banem.

Dziękuję jeszcze raz wszystkim, którzy przyczynili się do prawie, że całkowitego sukcesu tej misji.

Pomaganie w zabijaniu i okaleczaniu Rosjan to nie tylko nasz obowiązek, ale też przyjemność. Im więcej Rosjan wróci bez nóg, rąk czy w ogóle nie wróci i na zawsze zostanie w ukraińskiej ziemi tym szybciej ta wojna się skończy i tym szybciej dobiegnie końca cierpienie milionów cywili. Każdy rosyjski trup czy inwalida to kolejny niewidoczny na pierwszy rzut oka cios w rosyjską gospodarkę. Każda zapłakana i straumatyzowana matka czy ojciec po stracie syna jeszcze mocniej osłabia tego chorego kolosa.

Ta wojna ma wymiar totalny, egzystencjalny. Jest albo my, albo oni. Dla Rosji nie ma powrotu. Trzeba ją zniszczyć raz na zawsze, sprowadzić do poziomu Korei Północnej, zagłodzić, doprowadzić do tego, że będzie dławić się własnym gównem klęcząc w błocie.

Będę wracał na Ukrainę dopóki, dopóty ta będzie gotowa i zdolna walczyć.

Chcecie pomagać w ramach akcji charytatywnych proszę bardzo – szczytny cel ulżyć w cierpieniu Ukraińcom.

Chcecie wspomagać Ukraińców w wybijaniu tego ścierwa z nad Wołgi – wiecie do kogo uderzyć.

W następnym rzucie najpewniej będę zabierał akumulatory do Maviców 3 i Starlinki.

Dzięki i do zobaczenia!

12 maja 2022

Brak dostępu do treści.

5 marca 2022

Kilka faktów, bo tworzy się jakiś urojony obraz, który potem znowu będzie mi śmierdział koło dupy, bo ktoś rozdmucha, że Ryczek się kreuje na chuj wie kogo, a tak naprawdę to robił to i to. Więc rozwiejmy wątpliwości i sprowadźmy na ziemię.

Nie kreuję się. Jestem jebanym realistą i pragmatykiem do obrzydzenia. Jak ktoś mi mówi, że musi wziąć kota to mówię mu wprost, że to jebany kot, można go wyjebać na ulicę i sobie da radę, są ważniejsze rzeczy do wzięcia. I tak wiem, że ludzie się przywiązują – ale jeszcze raz jestem pragmatykiem i realistą.

Więc i tak spróbuję przekazać jak wygląda mój świat.

Więc na razie moje działania wyglądają tak, że jak mi się uzbiera kilka potwierdzonych osób z jednego obszaru Kijowa to dzwonię po ludziach i ogarniam auto. Wcześniej ustalam czy bierzemy ich do punktu skąd jeżdżą autobusy (w ramach pomocy i ewakuacji, nie mam z tym nic wspólnego) czy wyrzucamy na dworcu aby walczyli aby wsiąść w pociąg. Zależy to od stanu fizycznego.

Nie interesuje mnie co się dalej z tymi ludźmi stanie. Wiem, że warunki w pociągu są dramatyczne, ale też wiem, że na Zachodniej Ukrainie działa już mnóstwo osób, którzy dalej im pomogą.

Ani razu w Kijowie jeszcze nie trafiłem pod ostrzał. Tak słyszałem wielokrotnie w różnej odległości wybuchy, ale ani razu nie jebło tak, abym powiedział „no kacapy trafiają już naprawdę blisko i trzeba spierdalać / szukać schronienia”. Nie mówię, że to przyjemne uczucie słyszeć bumbum, ale nie popadajmy w paranoję. Jak coś wali 5km od mnie to nic się nie dzieje.

Czyli jak widzicie moja rola jest mikroskopijna i sam opieram się na pomocy innych. W końcu szykuje się, że po bezpośrednich kontaktach zaczną docierać do Kijowa transporty i tym samym będę mógł już coś poważniej koordynować z pomocą, zbierać zamówienia na leki – czytajcie realnie partycypować. Na razie chuja robię.

Ogarnijcie, że ludzi się ewakuuje np. z Irpina, Buczy czy Hostomela. Tam jest wojna i rozpierdol. W zasadzie tam można wymazać już te miejscowości z mapy i uznać, że po wojnie zbuduje się tam coś od nowa. I ja tam nie jeżdżę, a są tacy co jeżdżą… Faktycznie co innego jak będę miał kamizelkę kuloodporną i własne auto – wtedy pewnie podbiję stawkę, ale na razie działam tylko po Kijowie. Tak naprawdę gdybym sam chciał stąd teraz spierdalać miałbym pewnie problem.

Więc nie pierdolmy o jakimś bohaterstwie czy jajach ze stali. Po drugie jakie jaja? Jaki mam wpływ na wybuch? Jebło to jebło. Nie zależy to od mnie.

No, jak jakieś macie pytania w tej materii, słucham, Wyprostujemy co trzeba.