Saura (15/17): Sunnici kontra Szyici
Myślę, że zanim wleci kolejny duży tekst i w dalszym etapie w końcu filmy warto rozwinąć moją myśl o tym, że Libańska Rewolucja zapada się w szyicko-sunnickiej konfrontacji. Wiem, że dla osób, które w jakiś sposób śledzą wydarzenia w Libanie i są świadome przemian społecznych jakie obecnie dotykają tamtejsze społeczeństwo taka teoria może być kontrowersyjna, a wręcz może mieć wymiar mocno negatywny przez swoje pośrednie umniejszanie osiągnięciom ruchów społecznych zbudowanych na bazie trwających już dwa miesiące protestów. Bo wiecie, mediom wygodnie jest pokazywać wyedukowaną część społeczeństwa, która wypowiada się swobodnie po angielsku i francusku i ma konkretną wizję tego jakie reformy należałoby wprowadzić w ich państwie. Pięknie brzmi ukazywanie obok siebie reprezentantów wszystkich obecnych w Libanie religii idących ramię w ramię, którzy z uśmiechem śpiewają kolejne rewolucyjne przyśpiewki. Można by rzec „po latach wojen nowe libańskie pokolenie dojrzało do tego aby pokojowo przetransformować gnijący w korupcji i nepotyzmie kraj” – przyznacie, że brzmi to niesamowicie jeśli uwzględnimy, że nadal mówimy przecież o Bliskim Wschodzie gdzie władze zazwyczaj panicznie reagują nieadekwatnym do zagrożenia użyciem siły.
No ale w mojej ocenie niestety… pora przyjrzeć się podziałom. Bo jak bardzo by mi nie wmawiano, że ta rewolucja jest przeciwko owym podziałom i pora przestać oceniać Liban przez ich pryzmat to one ciągle są jednak żywe, ciągle bez najmniejszego trudu można dywersyfikować i dzielić wzdłuż religijnych linii młodziutki naród libański – nawet z moim poziomem wiedzy i z moją nieznajomością języka arabskiego.
Więc dlaczego tak się przyczepiłem, że to akurat Sunnici i Szyici zaczynają determinować kierunek w jakim będzie zmierzać Saura? Zacznijmy od przedstawienia podstawowych prawideł rządzących praktycznie każdą rewolucją.
Klasa średnia nigdy nie przeprowadza rewolucji – klasa średnia posiada dobrze płatne prace, klasa średnia posiada swoje rozrywki, na które nawet w przypadku recesji nadal zazwyczaj może sobie finansowo pozwolić – idąc dalej klasa średnia może jak najbardziej popierać rewolucję, może ją nawet po części finansować, ale nie będzie rzucać kamieniami i walczyć fizycznie w jej imię. Nie ma potrzeby, dlaczego poszczególne osoby miałyby ryzykować utratę zdrowia bądź czasem nawet życia kiedy mogą się napić bądź zapalić joincika.
Klasę średnią znacznie trudniej jest przekupić, jest bardziej świadoma procesów więc tym samym rzadziej angażuje się w spontaniczne ruchy. Szuka raczej rozwiązań systemowych bądź prawnych, które przynajmniej w założeniach mają ją doprowadzić do zbliżonego celu co walka własnymi rękami.
Reprezentanci klasy średniej są starsi wiekiem – latami swojej pracy zapracowali na wysoki status społeczny. Założyli także rodziny i jednym z ich głównych celów jest zapewnienie odpowiedniej przyszłości swoim dzieciom. To zatem sprawia, że boją się zbyt mocnego opowiadania się po któreś stronie, gdyż w przypadku obrania tej „przegranej” strony będzie to realnie grozić utratą owej pozycji.
Teraz przełóżmy to na Liban.
Klasa średnia w Libanie to są głównie Chrześcijanie. Kropka. To, że znajdziemy wśród niej też przedstawicieli Druzów, Szyitów i Sunnitów, którym udało się różnymi drogami dojść do wpływowych stanowisk bądź po zdobyciu wykształcenia zaczęli wykonywać kluczowe dla gospodarki zawody nie zmienia faktu, że absolutną i przygniatającą większość stanowią wśród niej właśnie Chrześcijanie.
Chrześcijanie mają w Libanie najmniej dzieci. Sunnici i Szyici zazwyczaj mają ich co najmniej kilka – oczywiście trend posiadania coraz mniejszych rodzin dotyka wszystkie sekty religijne, ale przewaga po stronie Muzułmanów jest nadal zauważalna – szczególnie kiedy zapuścimy się w biedniejsze obszary.
Chrześcijanie ze względu na swoje budowane latami kontakty ze „Światem Zachodnim”, znajomość języków obcych i szerokie powiązania ze swoją diasporą (ponownie, nie mówię, że wśród Sunnitów i Szyitów nie znajdziemy takich przypadków – ale wśród Chrześcijan jest to znacznie powszechniejsze) sprawia, że w obliczu ciężkich czasów jest im znacznie łatwiej emigrować bądź otrzymywać pomoc z zewnątrz, która jak już wyżej napisałem odciąga ją od aktywnego (tj. siłowego) udziału w Rewolucji. Doskonałym tego przykładem jest „skandal” sprzed dosłownie kilku tygodni kiedy to rząd Kanady oskarżono o wybiórcze dobieranie grup, którym zdecydowano się przyznać możliwość pobytu w Kanadzie – rzecz jasna chodzi o to, że wśród owych szczęśliwców byli prawie wyłącznie libańscy Chrześcijanie…
To wszystko zebrane do kupy sprawia, że zdolni, zdeterminowani i gotowi w dużych liczbach podjąć walkę są młodzi Sunnici i Szyici. I doskonale to było widać w ostatnich dniach (14-17 grudnia) kiedy po jednej stronie przewijały się kolejne grupy stosunkowo młodych zwolenników Amal-u i Hezbollahu, a po drugiej stronie pojawiła się spora reprezentacja z Akkaru (północny, głównie sunnicka część Libanu) i Trypolisu (zdecydowanie sunnickie miasto). Wychwytywałem, że hasła ogólnie antyrządowe do tej pory w miarę równomiernie rozkładające się na wszystkich polityków u władzy zaczęły stawać się głównie sloganami skandowanymi przeciwko szyickiemu Amal-owi i jego liderowi Nabihowi Berriemu. Co więcej przy nagłych zrywach ofensywnych tłumu można było usłyszeć „Allahu Akbar” i sporo emocjonalnych wyrażeń, w których przewijał się, tutaj mogę się z dużą dozą prawdopodobieństwa domyślać, że nie w pozytywnym kontekście – „Iran”.
Każde z takich zachowań jest wśród Szyitów stopniowo odbierane jako atak na nich samych, a nie na ich partie polityczne jako będącymi częścią oligarchicznej kasty. Wiele sloganów wznoszonych przez Sunnitów było również przeciwko wywodzącym się z ich grupy religijnej oligarchom – ale to już jest pomijane i nie dostrzegane przez stronę, przynajmniej w teorii, przeciwną – nie chcę stosować takiej retoryki, ponieważ obecnie mimo wszystko znaczną część społeczności sunnickiej i szyickiej wydaje się, że zaczyna więcej łączyć niż dzielić – więc używając takich określeń mam raczej na myśli Szyitów identyfikujących się bądź będących w pewnej zależności socjo-ekonomicznej od Amal-u (w mniejszym stopniu Hezbollahu – natomiast nierzadko bywa tak, że dana osoba posiada jednoczesną afiliację lub sympatię z obiema partiami). To też przykład dosyć typowego mechanizmu psychologicznego w którym odbieramy innym prawo do krytyki nas samych pozostawiając je wyłącznie nam samym – i tu też widać doskonale szyicki pat – nikt poza nimi samymi nie może ich uwolnić z quasi feudalnej pułapki gdyż każdą ingerencję z zewnątrz, nawet w dobrym duchu, odbiorą jako napaść na nich, ale jednocześnie Amal i Hezbollah są tak silnie ugruntowane, że zwykli Szyici mają znikome szansę przetransformować swoje struktury społeczne.
Poza tym przypominam, że Szyici żyją w stosunkowo hermetycznych społecznościach w wiecznym poczuciu zagrożenia, krzywdy i izolacji. Nie stanowi żadnej trudności dla szyickich oligarchów aby przekierować zbudowaną na bazie ekonomicznego kryzysu złość z całej klasy politycznej na przykładowo Sunnitów, których można kreować, nie pierwszy raz, jako zagrożenie dla szyickiej egzystencji. W końcu przecież nie tak dawno miał miejsce konflikt w Trypoli, w którym to Sunnici byli stroną atakującą (opisywany niedawno przez mnie) i ataki bombowe w szyickiej Dahiyi dokonane przez radykalne, sunnickie odłamy wówczas jeszcze Wolnej Armii Syryjskiej.
Kolejnym aspektem pogarszającym sytuację jest to, iż poszczególne rejony Libanu zaczynają działać wzajemnie reaktywnie. Widać jak na dłoni, że jeśli coś się dzieje w punkcie A to implikuje to reakcję w punkcie B, a to za to powoduje skutki w punkcie C. A w przypadku takich łańcuchów bardzo łatwo zatracić pierwotne powody i cele i uprościć do etno-religijnej nakręcającej się spirali nienawiści. W ostatnich dniach jesteśmy świadkami znacznego wzrostu aktywności Sunnitów z północy kraju i Szyitów z południa, którzy zaatakowali „sauromajdany” w Bejrucie (kilkukrotnie), szyickiej Nabatiji (protesty tam obrazują, że wewnątrz samych Szyitów narastają tarcia, ale o tym w kolejnym tekście) i, co bardzo ciekawe, w sunnickiej Saidzie (na południe od miasta, a w zasadzie już na jego obrzeżach, zaczynają się “tereny” szyickie).
Policja i wojsko (oficjalnie kraj znajduje się nadal w stanie wyjątkowym więc w przypadku kryzysowych sytuacji i niepokojów społecznych też armia interweniuje) nie są formacjami jednolitymi – poszczególne partie przez różne pośrednie metody posiadają tam swoje wpływy i swoich ludzi. W zasadzie biorąc pod uwagę poziom nepotyzmu jaki przenika Liban można założyć, że większość żołnierzy i policjantów może być po części traktowana jako składowe dawnych bojówek i milicji partyjnych. Dlatego też w Trypolisie organy siłowe rzadko interweniują w sposób brutalny – atakowaliby wtedy swoich współwyznawców. Za to w Bejrucie były już przypadki kiedy następowały pobicia w szeregach policji – ktoś opowiadał się nie po tej stronie co powinien i spotykała go za to „kara”.
Podsumowując zarysowują się coraz wyraźniejsze linie podziałów, które niestety stopniowo zabijają górnolotne ideały Saury. Bo w obliczu zagrożenia, realnego czy urojonego – nie ma to znaczenia, ludzie zawsze zwracają się w stronę sprawdzonych i dawnych wyborów. A w Libanie tymi wyborami są, a jakże, zbudowane na owych religijnych podziałach partie polityczne wraz z majętnymi oligarchami posiadającymi szeroki wachlarz możliwości umożliwiający podjęcie skutecznej walki.