Saura (14/17): Regres Saury
Mam wrażenie, że libańska Rewolucja powoli zaczyna upadać. Trwa już prawie dwa miesiące i widać narastające zmęczenie i zanikającą wiarę i nadzieję w zmiany. Po euforii jaka towarzyszyła pierwszym kilku dniom nastał okres kreowania nowej przestrzeni do dyskusji. Daje to spore pole do narodzin ponad religijnej samorządności i oddolnych inicjatyw o przeróżnym charakterze zdolnych małymi krokami transformować libańskie społeczeństwo w kierunku stopniowego uwalniania się od postfeudalnego klientelizmu jaki wyżera je od środka. Tak, to wszystko wychodzi znacznie poza ramy miesiąca czy dwóch – to są skutki jakie będą odbijać się w Libanie przez kolejne dekady, możliwe, że dadzą podstawy pod zbudowanie nowego systemu, który odejdzie raz na zawsze od religijnej i etnicznej przynależności.
Ale teraz… teraz trwa kryzys, inwestycje są zatrzymane, budowy stoją, ludzie są zwalniani, pensje nie są wypłacane, płynność finansowa wielu instytucji – tych wielkich i tych małych – jest coraz mocniej zachwiana, czasem wręcz kompletnie przerwana. Kasta polityczna przeczekuje, a trafiła w doskonały dla siebie okres jesienno-zimowy, który odbiera lubującym się w cieple Libańczykom wolę ulicznej walki.
Poza tym brak centralnego przywództwa i brak wyrazistych liderów jest pożyteczny w okresie spontanicznego zrywu i chaosu. Nastał czas kiedy nawet jeśli politycy zdecydowaliby się na krok wstecz to ktoś musiałby usiąść do stołu z nimi. Albo inaczej – ktoś w ogóle musi usiąść do stołu. Saura jest zdecentralizowana i nie jest jednolita. Pięknie brzmią hasła o wspólnocie i solidarności, ale w Rewolucji są ludzie od lewa do prawa, biedni i klasa średnia – każdy ma inną wizję państwa. Nie każdy jest gotowy zrezygnować z wiary w swoich politycznych bądź / i religijnych liderów, którzy jakby nie patrzeć zapewniali częściowy byt i bezpieczeństwo przez ostatnie kilka dekad danym grupom. Kyla yani kyla – wszyscy znaczy wszyscy – niektórym nie do końca pasuje, że „wszyscy” także oznacza tych „moich”… Przełamanie wzajemnego strachu wśród mas, podkreślam, mas, nie wąskiej, relatywnie zamożnej, wyedukowanej grupy zdolnej studiować na najlepszych uniwersytetach (jedna z nielicznych dziedzin, która funkcjonuje ponoć całkiem dobrze w Libanie) może okazać się zadaniem nierealnym. A zdolnej, bo koszty edukacji wyższej są astronomiczne – to są kwoty idące w dziesiątki tysięcy złotych za semestr.
Więc stopniowo postępują wewnętrzne tarcia wewnątrz Saury, której brakuje pomysłu na to co zrobić dalej i tkwi w debatach, które, wydaje mi się, zaczynają bardziej ją dzielić aniżeli jednoczyć. Nie pomaga też na pewno wiszące nad Rewolucją nieustające i od czasu do czasu realnie powracające zagrożenie od bojówek z politycznymi afiliacjami. Podczas gdy niektórzy akademicko polemizują, inni muszą walczyć i ślęczęć po nocach przy płonących koksownikach pilnując Sauromajdanu – rodzi to dodatkowe napięcia. Bardzo wymowne były nie do końca jasne zdarzenia sprzed dwóch dni kiedy zaatakowany został jeden z dużych namiotów (plandek) gdzie odbyła się dyskusja, w której sceptycznie odniesiono się do poparcia Palestyny. Ale powtarzam – nie wiadomo co dokładnie zostało tam i w jakiej formie wypowiedziane i kto zaatakował. Ważne, że zaczyna śmierdzieć pod nogami…
Blokady dróg wyglądają mizernie, to już nie raz mówiłem. Wojsko i policja dosyć szybko je zazwyczaj usuwają. Nie rzadko kończą się takie akcje aresztowaniami i pobiciami – cóż, ja nie szanuję policji jako całościowej organizacji (z wojskiem jest inaczej, ale w Libanie wojsko jest po części wykorzystywane jako policja więc można sprowadzić obecnie obie formacje do wspólnego mianownika) i absolutnie mnie nie dziwi widok pięciu żołnierzy okładających jedną osobę – taki film z dzisiaj rana obiega internet. Wszędzie to samo – silni wobec słabych, słabi wobec silnych.