Saura (13/17): Hezbollah Geneza

Wstęp

Dla każdej osoby posiadającej choć minimalne pojęcie o sytuacji na Bliskim Wschodzie Hizb Allah czyli w dosłownym tłumaczeniu Partia Boga nie może być organizacją obcą. Przez swoją konsekwencję, upór, bezkompromisowość, ale jednocześnie wyjątkowy jak na ten region pragmatyzm, efektywność i zdolność adaptacji do zmieniających się warunków zachowując przy tym większość pierwotnych ideałów owiana została licznymi legendami tworzącymi mit jednej z najskuteczniejszych formacji bojowych działających w obszarze szyickiego półksiężyca jak nazywa się łuk irańskich wpływów przechodzący z Teheranu przez Bagdad i Damaszek do Bejrutu. Odkładałem w czasie w pełni świadomie możliwie długo napisanie tego tekstu. Chciałem jak najlepiej poznać libańskich Szyitów zanim zacznę o nich pisać – niestety, z powodów tylko częściowo od mnie zależnych moje możliwości poznania tej stosunkowo hermetycznej społeczności zostały bardzo ograniczone. Nie mając większego wyboru spróbuję mimo swoich braków napisać coś sumarycznie wartościowego dla polskiego odbiorcy.

Tego typu artykuł to nie miejsce na nie mającą końca rozprawkę o tym czym był i czym jest Hezbollah – postaram się ogólnikowo nakreślić genezę powstania i przyczyny jakie doprowadziły do niebywałego urośnięcia tej organizacji w siłę. Natomiast kluczowym celem będzie dla mnie umiejscowienie jej w libańskiej układance w okresie rewolucji i wyjaśnienie co sprawia, że jest tak odmienna od pozostałych partii funkcjonujących w tym kraju i tym samym dlaczego jest jednocześnie dla jednych gwarantem bezpieczeństwa, a dla drugich największym zagrożeniem dla libańskiego systemu politycznego. Mimo, że jak już podkreśliłem, nie byłem do tej pory ani na południu Libanu, ani w szyickiej dzielnicy Bejrutu – Dahiyi to udało mi się odbyć sporo wartościowych rozmów z osobami tak ze społeczności szyickiej jak i pozostałych sekt religijnych, które pozwalają nakreślić pewien, mocno niespójny wewnętrznie obraz tego jak libańskie społeczeństwo odnosi się do Hezbollahu.

Szyicka pustka

W pierwotnych założeniach demokracji konfesjonalnej niepodległego Libanu zabrakło miejsca dla Szyitów, którzy w I połowie XX wieku byli odległą, trzecią liczebnie siłą w kraju. Poza tym byli najbiedniejsi, najmocniej zabetonowani w ichniejszym odpowiedniku feudalizmu i zamieszkiwali obszary, których znaczenie polityczne i ekonomiczne było dla nowego Libanu co najmniej drugo, jeśli nie trzeciorzędne. Południe kraju i dolina Beka były i są spichlerzem kraju, ale jak pokazuje historia rejony rolnicze docenia się dopiero w okresie silnych wstrząsów gospodarczych bądź trwających działań zbrojnych kiedy wszelkie wskaźniki ekonomiczne schodzą na dalszy plan ustępując miejsca zadaniu wypełniania podstawowych potrzeb. Idealnym przykładem jest pobliska Wojna w Syrii gdzie rebelia ogarnęła w dużej mierze biedniejszą, rolniczą północ kraju i żyzną dolinę Eufratu i powoli wraz z przeciąganiem się zmagań zbrojnych zaczynała się objawiać zależność syryjskich miast, w tym Damaszku i alawickiej Latakii, od dostępu do miejsc bogatych w zasoby żywnościowe. Tak więc w Libanie, o ile bez owych żyznych obszarów ani Chrześcijanie, ani Sunnici przetrwać na dłuższą nie bardzo mogli, o tyle byli w stanie bez większych trudności zdominować je eliminując z politycznej rozgrywki zamieszkujących je Szyitów.

Ale lata mijały, a jak pokazują badania, im biedniejsza i mniej zurbanizowana społeczność tym większa panuje wśród niej dzietność – Szyitów przybywało w geometrycznym tempie kiedy mocno handlowe, tym samym zamożniejsze, sunnickie i chrześcijańskie nadbrzeżne miasta raczej skupiały się na konsumpcji względnego dobrobytu jaki przynosiło znajdowanie się na trasie morskich szlaków handlowych łączących Żyzny Półksiężyc z Europą. Narastające rozwarstwienie zamożności wraz ze znacznym przyrostem naturalnym Szyitów musiało rodzić coraz większe społeczne tarcia. Szyci próbujący wyjść z marginesu domagali się uwzględnienia w konfesjonalnej demokracji i przypisania im konkretnych parlamentarnych kwot. Nie chcieli się na to zgodzić i Chrześcijanie posiadający przewagę nad Muzułmanami 6:5 i Sunnici, którzy obawiali się utraty swojej pozycji wewnątrz islamskiej społeczności Libanu.

Dodatkowo w międzyczasie do kraju zaczęły przybywać wraz z kolejnymi, przegranymi przez państwa arabskie, wojnami z Izraelem tysiące palestyńskich uchodźców, z których wielu nadal była żądna kontynuowania walki z nowopowstałym żydowskim państwem. Liban znalazł się w trudnym położeniu – z jednej strony marginalizował Palestyńczyków nie dając im możliwości funkcjonowania na tych samych prawach co rodowici Libańczycy – miało to utrzymywać w nich chęć powrotu do Palestyny, z drugiej nie bardzo widziało mu się prowadzenie działań zbrojnych przez palestyńskie organizacje z terytorium Libanu. W końcu to Liban płacił najwyższą cenę przy okazji akcji odwetowych Tel-Awiwu…

Przedłużający się pat, który implikował coraz więcej ofiar w końcu musiał doprowadzić do rozsypania się, niezdolnego do rozwiązania problemu, państwa. Klientelistyczne struktury państwowe płynnie przetransformowały się już wprost w odseparowane milicje broniące interesów poszczególnych grup religijnych. W 1975 wybuchła Libańska Wojna Domowa, nikogo nie powinno dziwić, że w takim układzie Szyici stali się najsłabszą stroną konfliktu…

Oczywiście przez długo, na ile byli w stanie starali się dystansować od walk między Chrześcijanami, a Palestyńczykami uznając to za ich problem. Niestety wojny mają to do siebie, że swoim rozmachem dotykają coraz to większych społecznych połaci i tym samym w miarę czasu Szyici na południu Libanu zaczęli znajdować się między palestyńskim młotem i izraelskim kowadłem – Izrael wprost włączył się w libańską wojnę. Poza tym jako najbiedniejsza grupa odczuwali również mocno ekonomicznie to co się działo wokół nich. Naturalnym ruchem było coraz to aktywniejsze wypełnienie, bądź lepiej to określić, zagospodarowanie polityczno-militarnej pustki jaka towarzyszyła izolowanym, po części z własnej winy, Szyitom. Założony dosłownie chwilę przed wojną Harakat Amal (Ruch Upokorzonych) przez Musę as-Sadra stopniowo zaczął odgrywać coraz większą rolę w libańskim konflikcie – nigdy jednak nie stając się stroną grającą w niej pierwsze skrzypce. Jej ciężar pozostał na barkach Chrześcijan, Palestyńczyków i w mniejszym stopniu libańskich Sunnitów. Najwięcej do powiedzenia miała Syria i Izrael, które bezpośrednio angażowały się w walki wspierające instrumentalnie w różnym okresie różne strony w imię swoich interesów.

O ile pierwsza izraelska inwazja, jeszcze z początków wojny, w 1978 roku spotkała się z umiarkowanym entuzjazmem miejscowych Szyitów, o tyle przeciągająca się okupacja prowadziła do wzrostu frustracji i nacisków mających doprowadzić do ustąpienia Izraela. Problem polegał na tym, że kluczowym celem Izraela było pokonanie palestyńskich formacji, natomiast pobocznym i mniej oficjalnym oczywista eksploatacja podbitego terenu. Izraelczycy nie znaleźli się w Libanie z powodu altruistycznej woli pomagania komukolwiek – to było czysto pragmatyczne zagranie mające odsunąć możliwie jak najdalej od siebie palestyńskie zagrożenie. Nie zapominajmy o tym, że dla Izraela państwa arabskie były i są wrogiem – zawieszenia broni bądź traktaty pokojowe nie gwarantują stabilizacji relacji z danym podmiotem gdyż jak pokazała chociażby Arabska Wiosna w mgnieniu oka cała bliskowschodnia szachownica może obrócić się do góry nogami. Dlatego też Izrael tak skrupulatnie wykorzystuje wszelkie okazje do destabilizowania swoich sąsiadów – Liban jak najbardziej wpisuje się w ten schemat.

Reasumując o ile w początkowej fazie Szyici z południa odebrali izraelską inwazję jako wytchnienie od palestyńskiego terroru – wojny zawsze katalizują tworzenie się organizacji przestępczych, których działalność najmocniej dotyka tych bezbronnych – o tyle w dalszej perspektywie szybko zorientowali się, że mają do czynienia z realną, równie uciążliwą, okupacją.

W międzyczasie po drugiej stronie Bliskiego Wschodu gdzie świat arabski ustępuje irańskiemu, w odległym Teheranie nastąpił przewrót, który raz na zawsze odmienił pozycję Szyitów w islamskim świecie…

Nowa siła

W 1979 zakończyła się w Iranie Islamska Rewolucja, która zamykając erę dynastii Pahlavich ustanowiła nowy reżim – tym razem szyickiej teokracji, której towarzyszyła idea, swoją drogą podobnie jak w przypadku bolszewizmu, rozprzestrzenia się na inne kraje. Jasnym było, że skoro to Szyici objęli władzę to będą szukali miejsc, które ich bracia w wierze zamieszkują. Ich wzrok skierował się w kierunku Iraku (to była jedna z przyczyn eskalacji napięć z Saddamem Husajnem), Jemenu, Bahrajnu, Afganistanu i w końcu, a jakże, Libanu. Wszystko to nałożyło się na to, że nie potrafiący sobie poradzić przed stawianymi przed nim wojennymi wyzwaniami Amal stopniowo tracił swoją pozycję. Faktycznie był wspierany przez Syrię, ale Hafizowa Syria toczyła swoistą, skomplikowaną rozgrywkę z Izraelem i bardziej jej na rękę było umacnianie rozbiorów Libanu na izraelską i syryjską strefę wpływów niż angażowanie się tak bezpośrednio jak i pośrednio w walki z Tel-Awiwem – kwestia Wzgórz Golan została odłożona w czasie. Nie zapominajmy, że cały czas w grze byli wtedy Chrześcijanie, którzy nie dopuszczali do siebie ani Izraelczyków, ani Syryjczyków. I w tym miejscu pojawia się Iran, który nie zważając na meandry geopolityki i wewnętrznych relacji w Libanie bezceremonialnie szukał sposobów, aby działać w interesie szyickiej wspólnoty i kontynuować walkę o „wyzwolenie” Palestyny czyli de facto dążąc do anihilacji Izraela.

Na początku lat 80-tych faktycznie z świeckiego Amal-u wyłoniło się nowe, religijne skrzydło, które swoim radykalizmem i bezkompromisowością przyciągało do siebie coraz więcej zdesperowanych skutecznych rozwiązań biednych reprezentantów szyickich społeczności. Nie można pominąć czynnika finansowego, mam na myśli irańskiego wsparcia, które zdecydowanie działało mobilizująco natomiast to jasna i klarowna ideologia była determinująca dla rosnącego zaangażowania. W okolicy 1982 i 1983 roku Hezbollah przeszedł do ofensywy jako pierwszy od dawna stosując jako metodę walki zamachy samobójcze. Tutaj ciekawostka – o ile ataki samobójcze współcześnie wiąże się głównie z Sunnitami, o tyle jeśli przyjrzymy się podstawom obu islamskich sekt dostrzeżemy, że to dla Szyitów, ze względu na akcentowanie ofiarności Imama Aliego, między innymi przez samobiczowanie się w trakcie szyickiej Aszury, wydają się znacznie bardziej naturalną konsekwencją. Dzisiaj wygląda to inaczej, bo przewodzący szyickim światem Iran zabrania, w zgodzie z literą szariatu, robienia sobie samemu krzywdy, włącznie oczywiście z samobójstwami, ale 40 lat temu Islamska Rewolucja miała zgoła odmienny charakter i potrzebowała jeszcze wielu lat aby okrzepnąć, dojrzeć i nabyć, umiarkowanie, zdrowego pragmatyzmu. Po drugie ówcześnie Iran mimowolnie wkraczał w swoją najstraszniejszą wojnę, wojnę, która zamiast pokonać Islamską Rewolucję wyłącznie ją umocniła i ugruntowała w irańskim społeczeństwie.

Lata mijały, a libańska wojna stopniowo, niechybnie zmierzała ku końcowi. W jej ostatecznej fazie, o czym już wcześniej pisałem, Amal i Hezbollah zdołały stoczyć między sobą jeszcze bratobójczy bój, który był po części odzwierciedleniem syryjsko-irańskiej rywalizacji o wpływy w Libanie. Porozumienie z Taif kończące wojnę nakazywało rozbrojenie się wszystkich bojówek. Wszystkich oprócz Hezbollahu…

Jako, że to głównie państwa arabskie (w szczególności Syria) mediowały przy negocjacjach pokojowych naturalnie zabrakło przy rozmowach Izraela, który nadal okupował południe Libanu – co też tak zostało zapisane w porozumieniu z Taif. Hezbollah otrzymał prawo do dalszego posiadania uzbrojenia jako formacja, której podstawowym celem była walka z Izraelem. Swoją drogą równolegle używa się w Libanie określenia „Opór” (Moghavema). Tym samym bojownicy Partii Boga otrzymali wolną rękę w swojej wojnie mając ciche przyzwolenie i poparcie Syrii, która rozpoczęła pełną okupację Libanu.

Hezbollah w miarę czasu zdobywał coraz większą wprawę i doświadczenie w półpartyzanckich walkach z silniejszym przeciwnikiem. Przeciwko sobie miał dodatkowo chrześcijańską Południową Armię Libanu kolaborującą z siłami Izraela. Kolejne operacje, głównie w 1996 roku, przeprowadzone przez siły izraelskie wpychały kolejne tysiące szyickich uchodźców w głąb Libanu. Miast skierować libańską złość w kierunku Hezbollahu okazało się, że libańskie społeczeństwo zaczynało dostrzegać w jeszcze do niedawna szyickich ekstremistach jedynego obrońcę Libanu. To w tym okresie Hezbollah wyszedł znacznie z ram wyłącznie szyickiego poparcia. Oczywiście wielu Chrześcijan uważało wojnę z Izraelem za bezcelową bądź widziało większego wroga w Syrii i Palestyńczykach będących bezpośrednią przyczyną obecności wojska izraelskiego w Libanie, niż w Izraelu, podobnie, równie zradykalizowanie po 15 latach wojny, Sunnici nierzadko potrafili większą antypatią darzyć „heretyków” w wierze – Szyitów – niż, jak to mawiają, starszych braci – Żydów czy Chrześcijan.

Natomiast precyzując w czasie trwania izraelskiej okupacji jednak dominowało przekonanie o zasadności kontynuowania walki. To także okres kiedy z jednej strony Szyitów w parlamencie reprezentował Amal, z drugiej realną władzę wśród szyickich społeczności utrzymywał Hezbollah. Można powiedzieć, że było to na rękę obu partiom gdyż odwracało uwagę świata od Hezbollahu i jego działań, który i tak miał wszystko czego potrzebował aby działać.

Narodziny legendy

Niezdolność Izraela do pokonania Hezbollahu i cały czas ponoszone relatywnie wysokie straty doprowadziły do podjęcia jedynej słusznej decyzji w tym kosztownym pacie – w 2000 roku zakończyła się izraelska okupacja południa Libanu. O ile ciężko to nazwać jednoznacznym militarnym zwycięstwem Hezbollahu, o tyle w wymiarze politycznym był to niewątpliwy, wręcz niespotykany w świecie arabskim sukces. Tak, wiele lat wcześniej Izrael opuścił Synaj oddając go z powrotem Egiptowi, ale zostało to okupione dyplomatycznymi ustępstwami odebranymi na Bliskim Wschodzie jako kolejne arabskie upokorzenie, czasem wręcz jako zdradę. W przypadku Libanu było inaczej – to Hezbollah krwią swoich bojowników zapłacił cenę za wyzwolenie południa – nie było prawdopodobnie żadnego zakulisowego układu, czegoś za coś.

Ten pierwszy od lat, jeśli w ogóle nie pierwszy w historii arabsko-izraelskich starć sukces miał swój ogromny wymiar symboliczny. Ukazał niekompetencję i skorumpowanie przywódców świata arabskiego, którzy mając za sobą sowieckie wsparcie i ogromną przewagę w ilości sprzętu i ludziach nie dość, że nie byli w stanie pokonać Izraela to jeszcze dodatkowo tracili w kolejnych wojnach coraz to nowe obszary, często stricte etnicznie arabskie. Niewielki, wręcz śmiesznie mały w porównaniu do Syrii, Egiptu, Jordanii czy Iraku libański Hezbollah był w stanie z powodzeniem stawić czoła odpowiednio modyfikując i dostosowując swoją taktykę do panujących warunków. Pokazał, że wola walki, wyszkolenie i determinacja mają często większe znaczenie od pieniędzy i wyposażenia. O ironio dokładnie tak jak przez pierwsze dekady swojego istnienia udowadniał Izrael.

Ewolucja

Hezbollah po wypełnieniu swojego pierwotnego celu zaczął stopniowo angażować się w lokalną politykę i przeistaczać się w pełnoprawną partię polityczną. Zrezygnował z ekstremistycznej ideologii, tym samym kierując swój wzrok w kierunku biedniejszej, nie tylko szyickiej, części społeczeństwa. Aby to zrozumieć trzeba spojrzeć na Partię Boga w szerszym kontekście. Jest to partia, która uchodzi za jedną z najmniej skorumpowanych i najmniej dającą się wciągać w lokalne rozgrywki polityczne. Można powiedzieć, że stawia się ponad nimi. Ale także może – jest jedyną formacją w, podkreślam, otwarty sposób finansowaną ze źródeł zewnętrznych – jej oczywistym donatorem jest Islamska Republika Iranu, z czego swoją drogą przywódcy i członkowie Hezbollahu są jak najbardziej dumni. To taki specyficzny synkretyzm łączący libański patriotyzm i bycie w szyickiej osi wpływu. Patrząc z boku może to wyglądać na wewnętrznie sprzeczne natomiast mam wrażenie, że Szyici tego tak nie odbierają. Łączą swój hermetyczny sposób funkcjonowania z poczuciem bycia odległą, ale jednak częścią libańskiego społeczeństwa.

Tutaj dochodzimy do aspektu klientelistycznego. W przeciwieństwie do innych partii Hezbollah nie jest zmuszony rozrywać na strzępy w korupcyjny sposób libańskiego budżetu (który o ile wiem od lat nie jest zatwierdzany – to jest ile się wyda tyle się wyda – yala! – jak to mówią Arabowie) tym samym może koncentrować się na swojej działalności czyli prowadzeniu szkół, szpitali, obozów a la harcerskich czy co jasna obozów treningowych dla bojowników. Wypłaca także regularne pensje rodzinom poległych w walkach. Ogólnie roztacza szeroką otoczkę socjalnego parasola, którego nie jest w stanie zapewnić libańskie państwo. Poza tym Hezbollah jest partią wśród swoich ludzi. Nie żyje w chmurach i bogactwie, które znajduje poza zasięgiem libańskich kowalskich. Znanym tego typu przykładem jest to, iż syn Hasana Nasrallaha, religijnego i faktycznego przywódcy organizacji, zginął w walkach z Izraelem. Nie był chowany po uniwersytetach w bogatych krajach Zatoki czy Europy – został wysłany w święty bój.

I tu jest też problem amerykańskiej retoryki próbującej zmusić Liban aby ten usunął Hezbollah ze swojej sceny politycznej. Nie można usunąć Hezbollahu, nie usuwając znacznej części szyickiej, i nie tylko szyickiej, społeczności z Libanu.

Zanim zakończę ten artykuł dając tym samym fundamenty pod kolejny wyjaśniający rolę Hezbollahu w Rewolucji i jak się zmienia jego pozycja jeszcze słowo o ostatnich 15 latach w Libanie. Delikatnie przyspieszymy gdyż część z wymienionych wydarzeń już opisywałem, a część jest już doskonale opracowana i każdy może we własnym zakresie o nich doczytać.

W 2005 roku Cedrowa Rewolucja wymusza na Syryjczykach opuszczenie Libanu. Jest to częściowy cios dla Hezbollahu, który współorganizuje demonstrację 8 marca – okazującą poparcie dla syryjskiej obecności w Libanie. Nie jest to natomiast nic determinującego gdyż to Iran, a nie Syria opłaca w dużej mierze działalność Partii Boga – poza tym opozycyjne ugrupowania nie zamierzają nawet próbować odebrać im władzy w ich kolebkach – południu Libanu, dolinie Beka i południowej dzielnicy Bejrutu – Dahiyi.

W 2006 roku wybucha wojna między Hezbollahem, a Izraelem. Armia libańska pozostaje praktycznie bezczynna po raz kolejny sama kwestionując zasadność swojej egzystencji. Wojna odbywa się głównie za pomocą ostrzałów rakietowych aczkolwiek wojsko izraelskie dokonującej także ograniczonej inwazji lądowej gdzie zostaje szybko powstrzymane przez nielicznych, ale dobrze przygotowanych i zorganizowanych bojowników Hezbollahu. Wyżynny teren obfity w doliny i pobudowane tunele i transzeje i wprowadzenie przez szyickich bojowników wojny do miast zaczęło implikować spore straty także po stronie izraelskiej. Poza tym mimo, że bezdyskusyjnie to Liban poniósł zdecydowanie większe ofiary po stronie cywilnej to była to pierwsza tego typu wojna, którą również odczuli izraelscy cywile. Żelazna Kopuła nie była w stanie wychwycić wszystkich rakiet zalewających izraelskie terytorium – a średnio statystycznie szacuje się, że Hezbollah wystrzeliwał dziennie przez miesiąc tego konfliktu przeszło 300 rakiet dziennie.

Wojna zakończyła się dewastacją libańskiej gospodarki i infrastruktury, ale militarnie była nierozstrzygnięta. Można założyć, że skoro to Izrael prowadził lądową ofensywę, z której się wycofał to należy jego uznać za przegranego tego starcia natomiast w mojej ocenie nie jest to kluczowe dla ostatecznej oceny konfrontacji. Oczywiście Hezbollah ogłosił swoje zwycięstwo – tu byłbym ostrożny – najbezpieczniej powiedzieć, że tej wojny nie przegrał co i tak było kolejnym pokazem siły.

Dużo ważniejsze w tej historii jest oszacowanie jak do wojny odniosło się libańskie społeczeństwo. Tym razem podziały okazały się znacznie głębsze – część szyicka naturalnie popierała aktywność Hezbollahu, część sunnicka i chrześcijańska wewnętrznie podzieliły się – część uznała to za prywatną wojnę Hezbollahu za którą cały Liban musiał zapłacić, część popierała twarde stanowisko w stosunku do Izraela bez znaczenia na koszty.

Ostatnim wydarzeniem, też już opisywanym przez mnie, była krótka wojna z maja 2008 roku kiedy słaby rząd libański próbował w dosyć kuriozalny sposób rozbroić Hezbollah (mianowicie próbując rozmontować wewnętrzne systemy łączności tej organizacji) – zakończyło się to krótka wojną, raczej głównie między Sunnitami, a Szyitami (aczkolwiek to mocne uproszczenie), w której największym zwycięzcą okazał się ponownie Hezbollah.

I tak o to doszliśmy do najnowszej historii. W kolejnym tekście w końcu przejdę do tego dlaczego tak grząski grunt pod nogami posiada ostatnimi czasy pod sobą Hezbollah.