Saura (11/17): Feniccy Chrześcijanie

Jednym z ciekawszych mitów jakie odnajdziemy w Libanie to powszechne przekonanie wśród miejscowych Chrześcijan o swoim fenickim pochodzeniu (z wyjątkiem Ormian, którzy posiadają swoje własne mocno ugruntowane korzenie sięgające Imperium Urartu – aczkolwiek akurat aż tak głębokie nurkowanie w starożytność wydaje się być według mnie już delikatnie naciągane). Fenicję pewnie większość z Was mniej lub bardziej kojarzy – starożytne państwo (choć była to bardziej luźna federacja miast-państw co było dosyć typowe dla tego okresu w rejonie Lewantu i Żyznego Półksiężyca) znajdujące się na terenie dzisiejszego Libanu, północnego Izraela i odrobinę zachodzące na obszar Syrii (miasteczko Arwad). Pochodzenie Fenicjan nie jest do końca znane, najprawdopodobniej przybili w ramach semickiego najazdu (poprzedzającego wędrówkę ludów indoeuropejskich, z których m.in. my się wywodzimy) w początkach III tysiąclecia przed naszą erą. Dawna starożytność to nie jest moja mocna stroną, tu okazja dla tych co dysponują szerszą wiedzą w tym zakresie, więc zakończę na tym, że przyjmuje się, iż to Fenicjanie wynaleźli pieniądz inicjując początek końca ery barteru i tym samym znacznie usprawniając handel co na równi z coraz częstszym wykorzystaniem pisma tworzyło podstawy pod budowanie administracji na której mogły się oprzeć nowe imperia. W końcu III tysiąclecie p.n.e. to okres przełomowy dla ludzkości ostatecznie otwierający okres rozbudowanych i dobrze zorganizowanych tworów państwowych.

No dobrze… ale gdzie w tym wszystkim libańscy Chrześcijanie? Bądźmy poważni, z Fenicjanami wspólnego to oni za wiele nie mają. Oczywiście możemy się bawić w haplogrupy i próbować oszacować genetyczne powiązanie – tutaj ponoć są nawet jakieś związki, co byłoby uzasadnione gdyż wybrzeże Libanu jest wręcz natychmiastowo oddzielone od dalszego lądu pasmem gór Libanu, dalej doliną Beka i potem znowu górami, tym razem już pasmem Antylibanu. Reasumując jest to spora bariera hermetyzująca libański skrawek ziemi.

Tak czy siak poza Ormianami i Kurdami (kogoś pominąłem?) wszyscy pozostali autochtoni są etnicznie pochodzenia arabskiego. Skąd więc taka niechęć wśród Chrześcijan aby nazywać się Arabami? Co sprawia, że „Fenicjanin” brzmi dumnie, a „Arab” podpada pod obrazę?

Po części jesteśmy temu winni my Europejczycy. Przyjęło się w naszym pojmowaniu Bliskiego Wschodu, że Arab to Muzułmanin. Zawsze. Nie dopuszczamy do siebie możliwości, że może być ateistą, że może Buddystą czy w końcu Chrześcijaninem. Trochę jak z Boszniakami – znajdziecie naprawdę dużo osób, nawet na Bałkanach, które kompletnie odrzucają wariant Boszniaka ateisty sugerując, że wtedy już nie jest to Boszniak. W takim razie jeśli nie Boszniak to kto? Tutaj już zazwyczaj brakowało sensownej odpowiedzi…

I tak, dumni ze swojej wiary libańscy Chrześcijanie poirytowani ignorancją i krzywdzącym dla nich uproszczaniem stwierdzili, że jeśli zacznie się ich nazywać Fenicjanami i tym samym odetną się od arabskiego stereotypu przestaną byc mylnie brani za Muzułmanów, do których mimo wszystko, tutaj generalizuję, odnoszą się z nutką wyższości.

Nie mniej ważna dla fenickiego mitu była miniona Wojna Domowa w Libanie, która od pewnego etapu stała się konfliktem stricte religijnym gdzie za wiarę można było bez trudu zostać zabitym (na punktach kontrolnych sprawdzano dowody osobiste gdzie było napisane wyznanie). Bez wątpienia, jak każdy konflikt zbrojny, była czynnikiem mocno radykalizującym wszystkie strony. Wtedy powstały sunnickie ekstremistyczne organizacje (m.in. Tawhid), szyickie (Hezbollah) i w końcu chrześcijańskie. Tylko dla odmiany od swoich muzułmańskich braci Chrześcijanie częściowo dystansując się od religijnego ekstremizmu skręcili za to mocno w stronę nacjonalizmu inspirując się europejskimi faszyzmami. A pamiętacie jak to było w Europie? Mussolini szukał rzymskich korzeni, Hitler aryjskich. Dostrzegacie już analogię? Libańscy Chrześcijanie wymyślili sobie swój własny fenicjanizm.

I tak to o to mamy Fenicjan, a nie Arabów.