Powstańcze labirynty Szirnaku

Rebelianckie dzielnice

Kurdyjska rebelia dzieli się na dwie bardzo różne od siebie aczkolwiek wzajemnie przenikające się płaszczyzny. Jedna, to ta znana od dawna, w zasadzie od samego początku kurdyjskich dążeń do niezależności. Jest ona od 1984 roku kontynuowana przez Partię Pracujących Kurdystanu. Trwa w trudnodostępnych aczkolwiek ważnych strategicznie wysokich górach południowo-wschodnie Turcji – tureckiego Kurdystanu. Obecnie, w okresie zimy, podobnie jak powstanie Talibów w afgańskim i pakistańskim Hindukuszu jest zamrożona i oczekuje nadejścia wiosny. Druga to praktycznie nieznany wcześniej tureckim władzom typ walk jaki dotarł do kurdyjskich miast zmuszający rząd do przyjęcia reguł zurbanizowanego pola walki. O ile na głównych drogach i szerokich alejach tureckie wojsko i policja nie mają większego problemu zaprowadzić swoje porządki, nawet w obliczu ponoszonych strat o tyle wewnątrz gęsto zabudowanych dzielnic sytuacja jest dla nich znacznie mniej korzystna. Nadal to Turcy dyktują warunki, to oni decydują kiedy, czy i gdzie nastąpi uderzenie jednak w momencie wymiany ognia równorzędne znaczenie do wyszkolenia i uzbrojenia ma determinacja i zaangażowanie, a tego kurdyjskim bojownikom odmówić nie można.

W kurdyjskich miastach bardzo łatwo wyróżnić dwa typy zabudowy. Jedna to nowo budownictwo na przedmieściach gdzie wyrastają w wyraźnych odstępach od siebie kilkupiętrowe wieżowce. Jest to echo wielkich kredytowanych tureckich inwestycji, które miały luzować napięcia w Kurdystanie metodami ekonomicznymi. Należy przyznać, że dosyć długo była to bardzo skuteczna technika. Nawet dzisiaj w zamkniętych dzielnicach ciężko doszukiwać się nastrojów rewolucyjnych.

Drugie to starsze dzielnice, które są chaotyczne zabudowane maksymalnie dwupiętrowymi budynkami. W tych nowych jakiekolwiek działania rebelianckie są skazane z góry na szybką, brutalną i co najważniejsze skuteczną pacyfikację. Bojownicy tam nie mieliby się gdzie ukryć, a przestrzenie między blokami i szerokie nowe drogi dają doskonały i stosunkowo bezpieczny dostęp do nich ciężkiemu sprzętowi, w tym czołgom, które to są powszechnie stosowane w obecnych walkach.

Nie będzie zaskoczeniem jeśli napiszę iż rebelia ukrywa się w tych drugich dzielnicach. Są one prawie zawsze w centrum lub blisko niego. Różnice między dystryktami w różnych miastach gdzie trwa powstanie nie tyczą się samej zabudowy, a ukształtowania terenu jej towarzyszącej. O ile wspomniane w poprzednim reportażu Nusaybin znajduje się na równinie i wojsko tureckie musi toczyć walki defacto tylko w dwóch wymiarach o tyle w położonym głęboko w górach Szirnaku rebelia rozsiewa się po zboczach gdzie poruszanie odbywa się także po schodach w górę i w dół. Także płachty chroniące przed snajperami są inaczej rozmieszczone. W Szirnaku znajdują się możliwie jak najwyżej aby Turcy na okolicznych szczytach nie posiadali czystego wglądu w tutejsze alejki.

Przeciwko Turcji

W Szirnaku trudno będzie znaleźć kogokolwiek popierającego Turcję i politykę Erdogana. Za to co znacznie więcej mówiące o kurdyjskich powiązaniach nie wszyscy popierają bojowników z YPS czy PKK. To prawda, którą zwolennicy Odżalana przemilczają. Są różne ku temu powody. Jedni mają dobre biznesy i ustawili się w tureckiej rzeczywistości. Inni osobiście doznali cierpień od bojowników PKK z czasów kiedy groźby i szantaże były powszechną praktyką tej, czasami słusznie nazywanej terrorystyczną, organizacji. Wiele zależy od tego kto z jakiego klanu pochodzi, w końcu Kurdowie posiadają bardzo silne rodzinne/klanowe struktury, które to mają ogromny wpływ na to czy ktoś będzie w stanie coś osiągnąć i się przebić czy jednak od urodzenia będzie wisiał nad nim niemożliwy do przebicia szklany sufit. Paradoksalnie system turecki, który mimo widocznych wad i subtelnych, niewidocznych systemowo ale widocznych w podejściu i medialnej retoryce rasistowskich odcieni pozwala Kurdom z gorszych rodzin wyjechać do Stambułu i rozpocząć nowe życie bez rodzinnego stygmatu.

Może zabrzmi to bardzo kontrowersyjnie ale ten konflikt ma pewne oznaki kurdyjskiej wojny domowej, w której po jednej stronie stoją biedni, zepchnięci na margines Kurdowie, a po drugiej ci zamożni, którzy zachowują neutralność złorzecząc na jednych i drugich. Takich w Szirnaku też poznałem. A o takich nie usłyszycie ani w prorządowych mediach ani tych, które kreują, nierzadko nie bez przyczyny, obraz Turcji jako państwa ludobójczego. Oni nie pasują do wersji żadnej strony, tak samo jak ci na Ukrainie, którzy mieli dość i wojsk rządowych jak i separatystów. Na wojnach dominuje szarość, a tej media nie znoszą. Ma być wyraziście, a nie szaroburo. Przecież media rządowe nie pokażą Kurda krytykującego PKK aby potem zaczął rozwodzić się nad zbrodniczymi działaniami tureckich sił bezpieczeństwa.

Nie mniej jednak po ostatnich przygodach nie zamierzałem poszukiwać wersji tureckich policjantów i udałem się do siedziby jedynej partii, która tu ma praktycznie pełne poparcie rzędu 70-90 procent głosujących. Nie da się nie przyznać racji Turcji, że kurdyjskie dążenia do niezależności czy to w postaci autonomii czy niepodległości są odzwierciedlane w różnych formach, które to są sobie bliskie i wzajemnie się uzupełniają i bardzo płynnie przenikają. PKK czy KCK (Partia Komunistyczna Kurdystanu) dążą bardzo wyraźnie do ustanowienia co najmniej autonomii metodami siłowymi. Krótkotrwałe zawieszenie broni w praktyce funkcjonujące tylko w latach 2013 i 2014 upadło kilka miesięcy później wraz z oblężeniem Kobane. YPS w miastach to forma samoobrony nastawiona na defensywę mającą na celu zmuszenie Turcji do rozmów. Przypomina to trochę mniejszego bitego chłopca, który w końcu decyduje się postawić i liczy, że opór sam w sobie zmusi agresora do zastanowienia się czy może nie lepiej byłoby negocjować. Za to HDP to legalna partia polityczna, która wdrożyła ideologię Odżalana do swojego programu politycznego i próbuje różnymi zabiegami politycznymi zmusić Turcję do ustępstw względem Kurdów. To też największy powód bardzo radykalnej polityki partii AKP Erdogana aby przywrócić sobie większość parlamentarną. Bez niej zawsze wisiałoby nad nim ryzyko rządu mniejszościowego z udziałem HDP lub kolejnych wyborów, w których HDP mogłoby być czarnym koalicyjnym koniem. Ich 10-15% miejsc w parlamencie możliwe, że dałoby zdolność stawiania warunków do wstąpienia do koalicji, które rzecz jasna orbitowałyby wokoło postulatów mniejszości kurdyjskiej.

I tu też pojawia się największy problem w tureckiej mentalności. To nie Erdogan sam w sobie jest kurdyjskim problemem. On jest ucieleśnieniem myślenia większości Turków, którzy mają problemy z uznaniem istnienia kogoś lub czegoś takiego jak Kurd, jak język kurdyjski (Kurmanżi, Zaza), jak kurdyjską świadomość narodową. Oni żyją mitem Ataturka i imperialnym mitem Imperium Ottomańskiego. Liczy się potęga. Turcy uważają, że mają moralno-etniczny obowiązek rozciągać swój protektorat na zewnątrz nad wszystkimi narodami turkijskimi (od bułgarskich Turków, przez Turkmenów, Krymskich Tatarów, Azerów, Kirgizów po Ałtajów i Tuwińców) i jednocześnie mają prawo do rządzenia tymi, którzy znajdują się obecnie w granicach Turcji czyli właśnie Kurdami, Ormianami czy Grekami. Stosują komfortowo klucz etniczny w polityce zagranicznej i jednocześnie klucz imperialny w polityce wewnętrznej.

Widać tutaj bardzo wyraźnie podobieństwa do rosyjskich sentymentów i poszukiwania wielkich idei i wielkich postaci budujących siłę narodu i państwa. Problem w tym, że Rosjanie mimo również stosowania klucza imperialnego w polityce wewnętrznej to jednak nie mają problemu ze zrozumieniem, że obok nich istnieją równorzędne mniejszości narodowe mające prawo do współistnienia w ramach swoich społeczności, swojej kultury i swojego języka. Także na poziomie administracyjnym gdzie języki mniejszości narodowych są często urzędowymi językami w ich republikach. Nawet w takiej Chakasji gdzie rodowici mieszkańcy – Chakasi stanowią tam dzisiaj zaledwie 12%. W Turcji przeciętny Turek nie był i nie jest w stanie przełknąć podobnego sposobu postrzegania innych ludów. Turcy w zdecydowanej większości to wielcy patrioci, w których myśleniu dużo częściej niż u nas można dostrzec oznaki prawdziwego, a nie urojonego rasizmu. Ich poczucie wyższości znacznie odbiega od analogicznego w Europie, w tym w Polsce i w Rosji. Oczywiście i na naszym podwórku pojawiają się tezy podważające istnienie narodu białoruskiego, ukraińskiego, litewskiego czy nawet boszniackiego. Ewentualnie uzurpowania sobie prawa do rządzenia tymi narodami. Ale i tak jest to margines, a nie część powszechnego światopoglądu. Dążę do tego, że to czy Turcją będzie rządził Erdogan czy ktoś inny nie będzie miało tak dużego znaczenia dla Kurdów jak nam się wydaje. Turcy wybiorą kolejnego silnego przywódcę, który będzie dawał im poczucie siły i dominacji wewnątrz kraju i w polityce zagranicznej.

Znowu w świecie barykad i płacht

W Szirnaku znalezienie odpowiedniej osoby, która zaprowadzi mnie stosunkowo bezpiecznie w głąb powstania nie jest trudne. Tutaj jak już pisałem albo ktoś popiera rebelię albo w najgorszym wypadku jest po prostu neutralny. Pomijam oczywiście szpicli bezpieki, którzy przecież też nie mogą się tu czuć bezpiecznie. Poza tym Szirnak to dwie, góra trzy główne ulice przecinające miasteczko. Po ich bokach zaczyna się gąszcz uliczek, przejść i schodów w górę i w dół. Z charakterystycznego miejsca, po rozmowie zabiera mnie do YPS średniego wzrostu brodaty mężczyzna. Wyraźnie widać w nim spokojne, opanowane ruchy i co dla mnie dużo ważniejsze wyprzedzające spojrzenie. Widać po nim, że przewiduje, że analizuje, widać to też przy rozmowie. Mimo oczywistych problemów w porozumiewaniu się, w końcu mój Kurmanżi dupy nawet bardzo nie urywa, jesteśmy w stanie przekazać sobie pewne informacje. W przeciwieństwie do wielu bliskowschodnich osób on nie mówi za dużo, nie macha w każdą stronę rękami. Skupia się na zrozumieniu mnie i przekazaniu mi informacji. Szybko udaje mi się załapać, że policja o nim wie. Ponoć nie mają jeszcze jego twarzy ale jeśli zostanie zatrzymany i zostaną sprawdzone jego dokumenty zostanie aresztowany, a to może dla niego oznaczać w najlepszym przypadku tortury, a w najgorszym nawet śmierć. Więc wspomniane główne ulice omijamy na ile się da i przecinamy dosłownie raz aby z jednego labiryntu zniknąć w drugim. Policja podobnie jak w Nusaybin nie zapuszcza się nigdzie poza główne ulicę.

Docieramy na pierwsze barykady. W Szirnaku nie ma tyle kostki brukowej co w Nusaybin więc ichniejsze miejskie fortyfikacje powstają głównie z worków z piaskiem wykorzystując topografię i gęstą zabudowę. Tutejsze przejścia mają nierzadko dosłownie niecały metr szerokości. W takich warunkach wyszkolenie taktyczne jednostkowego żołnierza traci drastycznie na wartości. Nie mówię, że nie ma znaczenia ale w prostej linii 20 metrów gdzie nie ma jakiejkolwiek osłony szanse się mocno wyrównują. Rozumiem, że w erze technologii i gps-a i map Turcy są na pewno doskonale przygotowani do działania ale nadal nie będą znać na pamięć lokalnych przesmyków, zaułków i przejść. I tu się pojawia chyba najgorszy aspekt tej wojny…

Armia turecka co pokazała już w Silopi i pokazuje nadal w Dżizre i Sur (dzielnica Diyarbakir) nie zamierza nadmiernie ryzykować życia żołnierzy swoich oddziałów specjalnych, które to powinny oczyszczać dzielnice miejskie. Armia turecka podciąga ciężki sprzęt, transportery opancerzone, czołgi, wprowadza godzinę policyjną, zamyka całą dzielnicę lub miasto i zaczyna tłuc. Ze wszystkiego. Byliśmy tego świadkami w Sur. Jeśli jacyś cywile zostali w strefie walk to trudno. Co za różnica, i tak można sumarycznie podać, że PKK ich po prostu zmusiła do pozostania aby pełnili rolę żywych tarcz. Tutaj wszystko co złe to PKK. Tylko potem pojawia się pytanie dlaczego niszczone są mieszkania wewnątrz, dlaczego niszczy się elektronikę i wynosi wszystko co wartościowe. Tak się zachowuje nowoczesna armia NATO czy raczej współczesny odpowiednik hord mongolskich?

Socjaliści, komuniści, odżalanowcy

Po przebyciu wśród zalegających śmieci kolejnych kilku uliczek i zakrętów zalewanych topniejącym śniegiem docieram do sztabu rebelii w tej dzielnicy. Mój przewodnik każe mi zaczekać na zewnątrz. Po dwóch minutach pokazuje mi, że mam wejść. Tam witam się z większości młodymi rebeliantami. Od razu ugaszczają mnie herbatą i specyficzną kurdyjską zapiekanką nazywają ją żartobliwie „kurdyjską pizzą”. Wewnątrz niewielkiego pomieszczenia znajduje się piec, telewizor i dwie kanapy. Na ziemi śpi jeden z „terrorystów”. Na jednej ścianie wiszą plakaty z zabitymi bojownikami. Łącznie czterech. Przy jednym nad datą śmierci jest druga data. Dowiaduję się, że oznacza ona datę wstąpienia do PKK. Wszyscy inni w takim razie to wyłącznie miejscowi niezwiązani bezpośrednio z Partią Pracujących Kurdystanu. To mocny symboliczny dowód na to, że bezpośredni wkład PKK w miejską rebelię jest ograniczony.

Na drugiej ścianie wisi flaga KCK (KeDżeKe) – komunistycznej partii. Według bojowników z którymi rozmawiam w Szirnaku jest około 250 rebeliantów. Ile jest broni? Jeszcze nie wiem ale raczej niewiele. W pewnej chwili wchodzi starszy mężczyzna z dubeltówką przypominającą raczej broń myśliwską. To raczej nie przyda się przeciwko tureckiemu wojsku…

Tutaj praktycznie nie ma PKK, jak wszyscy mówią, tutaj jest tylko YPS. Oczywiście, podobnie jak w Nusaybin napisy informują jakoby walczyło tutaj co najmniej kilka różnych ugrupowań ale w rzeczywistości jest to forma miejscowej partyzanckiej propagandy, a nie rzeczywistego udziału formacji. Na pewno za to panuje wśród powstańców stosunkowo spójna ideologia zapoczątkowana przez twórcę PKK Odżalana. Wszyscy wierzą w socjalizm, czasem w komunizm. Dopytują mnie czy ja też popieram ich ideologię. Mówię szczerze, że nie popieram komunizmu. Gdy w Polsce był komunizm nie było wolności. A żeby nie skłamać to łamanym kurmanżi tłumaczę:
„Polanya, kengi komunizm na azadi, dirok” – Polska, kiedy komunizm, nie wolność, historia.

Nie oburzają się, nie próbują przekonywać, że nie mam racji, przyjmują z ogromnym spokojem moją historię. Gdy rozmawiamy o PKK podają datę jej założenia, 1978. Dopytuję czy na pewno, ja znam yek hezar heszte u czar sal (rok 1984). Poprawiają mnie, że w 1984 rozpoczęło się powstanie PKK w Kurdystanie ale założone zostało w 1978. Później sprawdzę w internecie, mieli rację. Dziwne jakby nie mieli. Z drugiej strony w Donbasie co „mądrzejsi” separatyści potrafili mieć problemy z oczywistymi datami i wydarzeniami historycznymi więc biorąc pod uwagę, że rebelianci tutaj to nie jest wykształcona w Stambule intelektualna elita to jest to dobra oznaka.

Pozwolę sobie na osobistą dygresję. Sam osobiście jestem daleki od socjalizmów i komunizmu jednak PKK i Odżalan to nie jest czysty komunizm w wydaniu sowieckim. To bardzo specyficzny libertariański socjalizm. Ideologiczne wrzucanie PKK do jednego wora z bolszewią czy maoistami jest względem nich niesprawiedliwe. Nie ulega wątpliwości, że młode niewykształcone chłopaki i biedni z górskich wiosek niezbyt często będą polemizować na poziomie akademickim na tematy społeczne, ekonomiczne i polityczne. Aczkolwiek nawet jeśli kogoś obrzydza wszelka forma czerwieni to dla samego faktu aby być mądrzejszym, a nie głupszym każdy z Was czytających powinien doczytać czym charakteryzuje się libertariański socjalizm i demokratyczny konfederalizm (podejrzewam, że angielska wikipedia będzie wskazana). Zakładam, że dla większości z Was te pojęcia brzmią abstrakcyjnie ale to tym lepiej. Więcej się dowiecie. Więc albo teraz albo po lekturze odskoczcie do wikipedii i dokształcie się, nie ma sensu abym ja w tym reportażu powtarzał encyklopedyczne definicje 😉

Wracając, pytam przy okazji czy PKK pomaga im w jakikolwiek sposób „Hełar PeKeKe JePeSe?” (pomoc PKK YPS). Młody chłopak kiwa głową we wszystkie strony delikatnie ironicznie się uśmiechając. Dopowiadam „Sile?” (broń). Dalej kiwa. Wszystko jasne. Nic nowego, broń nie wzięła się spod ziemi w kurdyjskich miastach. Ktoś musiał ją dostarczyć. Warto przy okazji wspomnieć, że YPS powstało na podstawie YDG-H czyli oddolnie tworzonych strukturach młodych popierających działania PKK. YDG-H początkowo została założona w 2013 roku w okresie zawieszenia broni. W przeciwieństwie PKK nie była uzbrojona jednak wszystko się zmieniło, znowu się powtórzę z oblężeniem syryjskiego Kobane. Wtedy równolegle do odradzającej się górskiej rebelii PKK w miastach z członków YDG-H zaczęły powstawać już uzbrojone grupy YPS.

Niebezpieczne szczyty

Na wycieczkę, rzekłbym bardziej światowo „mały tour”, zabiera mnie trzech, a jakże, młodych chłopaków. Przedzierając się miedzy barykadami od czasu do czasu zatrzymują mnie i wskazują na tureckie wieżyczki strażnicze ujawniające się za zwisającymi płachtami. Nie chcą aby wykonywać jakiekolwiek gwałtowne ruchy, nie chcą aby robić więcej niż jedno czy dwa zdjęcia, Turcy mogą zawsze niespodziewanie oddać strzał. Ślady po kulach na ścianie za nami są tego niepodważalnym dowodem. Znikamy szybko w kolejnej alejce. I tak w kółko. Schody, uliczka, widok na wzniesienia z dwóch stron, z których widać tureckie pozycje i dalej. Dzielnica jest niewielka. Nie wiem czy będzie miała z 300 metrów na 100 metrów. Pewnie nie. Wszędzie wokoło krzątają się rodziny, kobiety i wszędobylskie dzieci. Obok nich wspomniane już barykady i płachty. Czasami dochodzimy na skraj dzielnicy gdzie raz czeka na nas wspaniały widok na góry Kurdystanu, a innym razem barykada wychodząca wprost na jedną z głównych ulic gdzie życie toczy się kompletnie normalnie. Żeby tego było mało zazwyczaj nad Szirnakiem można usłyszeć przelatujący lub latający wokoło wojskowy helikopter. Wszystko to zebrane do kupy tworzy niewiarygodnie abstrakcyjny obraz miasta, które świadome losu Silopi i Dżizre oczekuje na najgorsze.

Po powrocie do „sztabu” w mniej więcej centrum dzielnicy kontynuujemy rozmowy. Niestety zasmucam ich, że media na świecie nie interesują się Kurdystanem: „Media, telewizja, Dżihan na zani rełsz Kurdistan. Ez zanim rełsz kurdistan hevalen żurnalist ahafti. Turkije tajbeti, gelek polityka.” – „Media, telewizja, świat, nie zna sytuacja Kurdystan. Ja znam sytuacja Kurdystan przyjaciele dziennikarz mówić. Turcja ważna, wielka polityka.” Widzę po ich twarzach ponure zrozumienie i ogromny zawód. Oni liczą, że ktoś opowie ich historie, że ktoś przekaże światu, że ktoś tutaj walczy, że tu nie ma terrorystów, że ktoś tutaj ginie, że kogoś tutaj siły tureckie zabijają. A ja co mogę? Kto przeczyta ten reportaż? Tysiąc osób? Dwa tysiące? A nawet jeśli więcej to jaki rząd odważy się publicznie i otwarcie skrytykować Turcję albo co gorsze dla niej wystosować komunikat dla swoich obywateli, że Turcja nie jest bezpieczna dla turystów. Nikt, poza tym w kurortach nad Morzem Egejskim i Śródziemnym było i jest bezpiecznie. Pytanie jak długo. Nie ma przypadku w tym, że PKK jest uznawana powszechnie za organizację terrorystyczną. O ile obecnie przyjęta formuła jej walki kosztuje życie głównie policjantów i żołnierzy tureckich sił bezpieczeństwa to jednak w przeszłości dochodziło do zamachów terrorystycznych skierowanych w ludność cywilną. Nie można wykluczyć powrotu do tych metod. Tym bardziej, że przecież Turcy zabijają kurdyjskich cywili więc odwet mimo, że moralnie oczywiście nie byłby uzasadniony to posiadałby swoją straszną logikę. Poza tym wielu Kurdów pracuje w turystyce jako tania siła robocza. Biorąc pod uwagę skalę zbrodni dokonywanych w Kurdystanie to może być wyłącznie kwestią czasu kiedy jakiś Kurd usługujący turystom w Antalyi spróbuje zwrócić uwagę świata zabijając niewinnych plażowiczów. A to biorąc pod uwagę ekonomiczne uzależnienie Ankary od turystyki byłoby dla Turcji absolutnie najgorszym możliwym wariantem eskalacji konfliktu.

Ku mojemu zaskoczeniu duch bojowy i morale są wysokie. Mimo, że są świadomi dysproporcji sił nie brakuje haseł o zdobyciu Ankary i Stambułu, o uwolnieniu Odżalana z wyspy-więzienia przy Bosforze. Przypominało to trochę zapewnienia separatystów, którzy to mieli już, lada dzień ruszyć na Kijów i Lwów. Tylko tam za rebeliantami stała rosyjska armia, tutaj za nimi jest już tylko śmierć.

Pora opuścić na chwilę rebeliantów. Przy wychodzeniu przez główną barykadę natrafiam na kilku mężczyzn i około trzydziestokilkuletnią kobietę. Cóż, narażę się ale można dostrzec podobieństwa między kurdyjskim, a europejskim feminizmem. Urodą nie grzeszy, a z podbródka wystaje niewielkie nieprzyjemne fioletowe coś. Skrupulatnie sprawdza zdjęcia, usuwam wszystkie mogące ukazać barykady w szerszym świetle. Nie protestuję, rozumiem, że to dla ich bezpieczeństwa. Turecka policja za zrobienie zdjęcia jednego wozu policyjnego mogłaby mnie oskarżyć o szpiegostwo i aresztować. W zasadzie po tym co widziałem i doświadczyłem jestem przekonany, że zrobiliby to. Więc zachowanie Kurdyjki uważam za bardzo w porządku w porównaniu do działań sił rządowych.

Z moim przewodnikiem podobnymi jak wcześniej miejskimi szlakami wracamy do punktu wyjścia. Próbują mi coś powiedzieć ale tym razem idzie zdecydowanie trudniej. Dopiero z pomocą googlowskiego translatora udaje mi się w końcu zrozumieć o co im chodzi. Hotel nie jest bezpieczny, mam wziąć swoje rzeczy i zostanę na noc z powstańcami. Mają stuprocentową rację. Hotele nigdy nie były bezpieczne i zawsze były pod obserwacją służb. Paradoksalnie z bojownikami będę bezpieczniejszy. Po drugie o jakich bojownikach ja mówię… większość tutaj to zwykli ludzie, którzy solidarnie stawiają opór tureckim działaniom.

Razem z powstaniem

Przechadzając się wśród zaparkowanych aut unikam policji. Raz przejeżdżają ale chyba nie zauważają mnie schowanego za jednym z samochodów. Lokalna bezpieka na pewno wie o moim istnieniu ale oni tutaj też nie mogą się czuć bezpiecznie. Jak już wspomniałem w Szirnaku siły rządowe kontrolują bazy wojskowe w około miasta. Przez centrum wyłącznie przejeżdżają, a przynajmniej ja nie widziałem aby chociaż raz się zatrzymali. Trwa takie dziwnie zawieszenie i oczekiwanie na wybuch walk. Na razie Turcja jest zajęta pacyfikowaniem Dżizire i Sur i wiele wskazuje, że Nusaybin i Szirnak muszą poczekać na swoją kolej. Wyraźnie widać, że priorytetem dla Turcji jest oczyszczenie nieoficjalnej stolicy Kurdystanu z bojowników i miast tranzytowych na drodze do bardzo ważnej dla Ankary granicy z Irakiem.

Po dotarciu do hotelu zabieram Tomka Maciejczuka, który chwilę wcześniej dojechał, pakuję się i zawijamy się razem ponownie do, tak nazwijmy, punktu zbiorczego. Pierwsza część trasy przebiega bezproblemowo, znikamy za barykadami i kontynuujemy w gąszczu uliczek marsz. Dalsza część jest zdecydowanie niebezpieczniejsza. Udajemy się do drugiej dzielnicy kontrolowanej przez YPS, a żeby tam się dostać musimy przejść około 200 metrów przez kompletnie otwarty teren wzdłuż głównej drogi. Na nasze nieszczęście znowu przejeżdża policja. Z pomocą telefonu robię sobie lustro i sprawdzam czy zatrzymali się. Znowu się udało, odjechali dalej. Dziwne… może mają rozkaz aby nas tutaj nie tykać, a może się boją tutaj zatrzymywać, a może po prostu mieli swoje rozkazy i nie mieli  czasu zajmować się „turystami”? Nie wiem, wtedy mnie to nie interesowało, ważne, że odjechali.

Przy pierwszej drodze w lewo skręcamy i lądujemy za barykadą. Znowu bezpieczni. Albo może lepiej napisać: „bezpieczniejsi”. Jak dziwnie by to nie brzmiało naszym wrogiem tutaj są tureckie siły bezpieczeństwa, które za wszelką cenę próbują utrudniać pracę dziennikarzom. Nie chcą aby świat usłyszał głos Kurdów. Nie chcą aby świat wiedział, że tu trwa brutalna ale dziwna wojna.

Ponownie idąc wąskimi przejściami i uliczkami docieramy do geograficznego centrum dzielnicy gdzie poznajemy kolejny sztabik rebelii. Nie wygląda to za dobrze. Barykady sprawiają wrażenie chaotycznych i średnio przemyślanych. Tylko czasami widać w nich jakieś rury czy szczeliny pozwalające uzyskać zdecydowaną przewagę nad agresorem. Mam wrażenie, że Nusaybin jest nieporównywalnie lepiej przygotowane do wojny.

Wewnątrz domu spotykam ponownie kilku młodych chłopaków i dosłownie jednego czy dwóch starszych, to jest około 40-50 letnich mężczyzn. Jeden sprawia wrażenie całkiem sympatycznego i doświadczonego gościa. To z nim najwięcej będziemy rozmawiać. Wypytujemy go o stosunek do postaci historycznych powiązanych z ruchami lewicowymi.

  • Lenin?
  • Basz (dobry)
  • Mao?
  • Basz.
  • Stalin?

Niezdecydowany kiwa głową. Widać, że nawet dla niego nie jest osoba jednoznaczna. Więc nie wszyscy są tu bezkrytycznie zapatrzeni na ludzi, których my często uznajemy za zbrodniarzy.

Oczywiście nie może zabraknąć porównania Erdogana do Hitlera i Daesz (Państwa Islamskiego). Jeszcze pytamy o prezydenta irackiego Kurdystanu – Barzaniego. Według niego to też wróg, który jest marionetką Turcji i arabskich państw Zatoki. W ogóle mnie nie dziwi taka opinia, ba, wręcz się z nią zgadzam. Barzani prowadzi KRG (Kurdish Regional Goverment – autonomia kurdyjska w Iraku) w bardzo specyficzny geopolitycznie sposób. Wbrew temu co może się wydawać obecna władza irackiego Kurdystanu kompletnie odcina się od bojowników czy to PKK czy YPG w Syrii. Można wręcz powiedzieć, że KRG utrudnia obu tym grupom działanie. Nie może wygonić swobodnie przenikających jej terytorium Kurdów z PKK, bo mogło by to oznaczać kolejną kurdyjską wojnę domową (poprzednia trwała od 1994 do 1997 roku).  Więc Barzani siedzi cicho chcąc czy nie chcąc dając schronienie bojownikom PKK ale jednocześnie współpracując obficie z Erdoganem co rzecz jasna wzbudza złość pozostałych kurdyjskich ugrupowań, nierzadko także w samym Iraku. Niejasną kwestią pozostaje przyzwolenie Barzaniego na dokonywanie bombardowań i rajdów przy granicy na PKK przez tureckie siły zbrojne już na terytorium Iraku. Ciężko też powiedzieć czy służby irackich Kurdów i Turcji wymieniają się danymi wywiadowczymi na temat pozycji i baz tureckich Kurdów w Iraku. Ale to już tylko dywagacje i hipotezy. Mają one mocne podstawy ale nadal nie można ich przyjmować ze stuprocentową pewnością.

Ten sam bojownik pomaga mi przeczytać i zrozumieć kilka zdań z materiałów propagandowych PKK. Nie było tego wiele ale dało się wyczuć tą sowiecką nutkę narracji. Troszkę takiego patosu młodości, rewolucji, wolności.

W pewnej chwili podnosi duży młot przypominający bardziej łom i spuszcza sobie na stopę. Raz, drugi, trzeci. Słychać głuchy dźwięk. Nie, nie ma tak dobrych butów. Stracił stopę w wymianie ognia ale widocznie nie przeszkadza mu to kontynuować walki. Obok niego na ścianie zwisa wielkie zdjęcie młodego chłopaka. Już doskonale wiem co to oznacza. Pytam tylko ile miał lat. Siedemnaście.

W pewnej chwili jeden z młodszych powstańców woła mnie abym poszedł za nim. Wchodzimy do małego pomieszczenia. Pokazuje na broń przy ścianie. W większości kałasznikowy. Wołam Tomka:

  • Chodź tu i weź aparat
  • Po co?
  • Mówię, chodź tu i weź aparat.
  • Co tam jest?
  • Jak mówię chodź z aparatem to chodź.

Tomek stwierdza, że jeden z poczciwych AK jest chińskiej produkcji. Ja się na broni nie znam. Nie jest mi to tu potrzebne. W końcu co za różnica jakiego pochodzenia jest dany kałasz. Strzelać strzela podobnie. Broń słynąca na całym świecie z niezawodności i długowieczności.

Po zrobieniu kilku zdjęć pojawia się temat PKK. Wbrew tureckiej propagandzie i powszechnym opiniom Turków YPS i PKK to nie jest to samo. Nie ulega wątpliwości, że wspólny cel, wspólny wróg i jedność ideologiczną sprawiają, że są to organizacje bliźniacze. Ja jednak nigdzie nie odczułem wyraźnej bezpośredniej i trwałej kooperacji między nimi. Cała kurdyjska rebelia sprawia wrażenie nieskoordynowanych względem siebie lokalnych miejskich powstań zorganizowanych przez YPS przy wsparciu PKK i równolegle górskich działań partyzantki PKK. Moje osobiste odczucia są takie, że miejskie ogniska są spontaniczne i chaotyczne. Nie ma w tym jednolitego planu i dalekowzrocznej wizji i pomysłu co dalej. To raczej krzyk rozpaczy. Wielu tutejszych bojowników mówi o ogłoszonej wiosennej ofensywie PKK w górach. Wszyscy na nią tutaj liczą, że zmieni losy wojny i odciąży walczące miasta. To dodatkowy argument, że należy rozpatrywać YPS i PKK oddzielnie. Pierwszą jako miejską samoobronę, a drugą jako górską ofensywną partyzantkę, która mimo ewidentnych słabości względem tureckiej armii dyktuje na le może warunki pola bitwy decydując gdzie i kiedy uderzy.

Noc spędzamy wewnątrz. Tu jest bezpieczniej. Nakarmieni i wyspani wyruszamy następnego dnia dalej. Przed wyjściem wręczamy w podzięce młodym Kurdom 50 lir (równowartość około 70zł). Wiedziałem, że nie będą chcieli przyjąć. U nich gościnność to świętość. Ale wyjątkowo mam na nich sposób, tłumaczę, że to na wojnę z Turcją, na walkę o wolność i swobodę. Po któreś próbie w końcu przyjmują. Może tak nie powinien zachowywać się dziennikarz. Może. Ale może też Turcy nie powinni nas traktować jak śmieci.