Deprecated: Optional parameter $i declared before required parameter $post_id is implicitly treated as a required parameter in /usr/home/Nero12/domains/piotrryczek.pl/public_html/wp-content/plugins/advanced-custom-fields-pro/pro/fields/class-acf-field-repeater.php on line 715 Deprecated: Optional parameter $i declared before required parameter $post_id is implicitly treated as a required parameter in /usr/home/Nero12/domains/piotrryczek.pl/public_html/wp-content/plugins/advanced-custom-fields-pro/pro/fields/class-acf-field-repeater.php on line 781 Deprecated: Optional parameter $name declared before required parameter $field is implicitly treated as a required parameter in /usr/home/Nero12/domains/piotrryczek.pl/public_html/wp-content/plugins/advanced-custom-fields-pro/pro/fields/class-acf-field-flexible-content.php on line 1052 Deprecated: Optional parameter $i declared before required parameter $post_id is implicitly treated as a required parameter in /usr/home/Nero12/domains/piotrryczek.pl/public_html/wp-content/plugins/advanced-custom-fields-pro/pro/fields/class-acf-field-flexible-content.php on line 1088 Deprecated: Optional parameter $i declared before required parameter $post_id is implicitly treated as a required parameter in /usr/home/Nero12/domains/piotrryczek.pl/public_html/wp-content/plugins/advanced-custom-fields-pro/pro/fields/class-acf-field-flexible-content.php on line 1140 Deprecated: Optional parameter $id declared before required parameter $field is implicitly treated as a required parameter in /usr/home/Nero12/domains/piotrryczek.pl/public_html/wp-content/plugins/advanced-custom-fields-pro/pro/fields/class-acf-field-gallery.php on line 300 Saura (8/17): Pokonać system Piotr Ryczek

Saura (8/17): Pokonać system

W poprzednich wpisach opisałem już co nieco jak wygląda libańska scena polityczna. Czas zanurkować odrobinę głębiej – w odmęty, które można zrozumieć już tylko żyjąc i funkcjonując w libańskim społeczeństwie. To nie oznacza, że nie należy próbować ich poznać i następnie opisać. Po prostu tak jak niektóre rzeczy w Polsce zawsze będą wzbudzać pewne zdziwienie i zaskoczenie wśród Niemców tak analogicznie w Libanie potrzeba lat aby stały się one dla początkowo tylko obserwatora naturalne i intuicyjne. Z drugiej strony ile to ja się nasłuchałem o irańskim Tarofie, że to poza zdolnościami poznawczymi przeciętnego Europejczyka, że to zbyt „irańskie” i tak dalej… prawda jest taka, że po tych trzech prawie miesięcznych pobytach w kraju Persów mam poczucie, że poruszam się w nich już całkiem swobodnie. Możliwe, że jest to poczucie błędne, z pewnością nie wyczuję tych drobnych niuansów językowych, tych pół formalnych zwrotów determinujących format relacji – natomiast z dużą skutecznością wiem kiedy należy jeszcze raz dopytać o cenę, bądź kiedy dana propozycja jest obarczona tarofową otoczką. Okej, ale nie o Iranie…

Konfesjonalny (nie wiesz o co chodzi – poprzednie wpisy wzywają) system gwarantujący niegdyś sporą stabilność był i w dużej mierze nadal jest pewną nakładką na rozbudowane klientelistyczne struktury tkwiące w libańskim społeczeństwie od ładnych kilku setek lat. O co chodzi? Przypomina to w pewnym stopniu europejski feudalizm gdzie niższe warstwy społeczne były reprezentowane przez swoich panów i tak dalej w górę aż do króla. Tylko w Europie miało to dosyć wyrazisty i formalny wymiar z domieszką specyficznego, chłopskiego wręcz niewolnictwa – w Libanie to raczej sieć ekonomicznych zależności, które sprawiały, że owi lokalni władcy mieli na sobie obowiązek zapewnienia nie tylko bezpieczeństwa, ale też pracy czy wstawiennictwa w organach państwowych w zamian za polityczne i w razie potrzeby militarne poparcie niższych warstw. W praktyce istnieli także pośrednicy (ala książęta), ale na potrzeby tego wpisu już pomińmy ich. Podkreślę tylko, że ważna była hermetyczność danych piramid gdyż obracały się w obrębie tylko jednego wyznania.

Dzisiaj mimo pewnej ewolucji wygląda to podobnie jak za czasów osmańskich. Jest to wręcz niesamowite, że po rewolucjach przemysłowych i ponad półwieczu niepodległości owe mechaniki nie zostały w sposób naturalny zniesione. Może jest to efekt, że w przeciwieństwie do wielu sąsiadów arabskich, którzy próbowali majstrować z socjalizmem, który w założeniach mocno uderzał w owe struktury, Liban od samego początku zachował swój demokratyczny charakter umacniając pozycję dominujących rodów i klanów. Dopiero Wojna Domowa (’75 – ’90) zachwiała fasadami systemu. Tylko, że zamiast zmieść zaszłości kliencko-feudalne wprowadziła na ich miejsce partie polityczne będące kolejnym poziomem, tutaj posłużę się terminologią programistyczną, abstrakcji.

Może aby pomóc połapać się w tym wszystkim zarzucę środkowoazjatyckim przykładem. Po przyjściu sowietów do Tadżykistanu i wprowadzeniu tam systemu komunistycznego z całą obudową partii komunistycznej główne rody tadżyckie najzwyczajniej w świecie zaakceptowały nowe reguły gry i przyjmując sowiecką retorykę i nowomowę toczyły nadal te same swoje polityczne gry z zachowaniem swoich wpływów tylko udając już czerwonych. Rozumiecie? Zdolność adaptacji. Niby coś kompletnie nowego, a faktycznie tylko zmiana masek. Po upadku Związku Radzieckiego i narodzinach niepodległego Tadżykistanu te same klany przeistoczyły się ponownie wpychając kraj w pięcioletnią wojnę domową. Swoją drogą pewne podobieństwa do Libańskiej Wojny Domowej zakładam będą wskazane, ale tu nie chcę za bardzo się wymądrzać gdyż brakuje mi w tej dziedzinie wiedzy.

A jak dzisiaj sprawy mają się w Libanie z wspomnianym klientelizmem? Z pewnością występują różnice między różnymi grupami wyznaniowymi, których nie ukrywam, jeszcze do końca nie wyłapuje. Uprośćmy więc. Jeśli chcesz zająć dane stanowisko w aparacie państwowym (urząd, policja, służby, cokolwiek powiązane z państwem) potrzebujesz tzw. łasta (plecy) – wstawiennictwo kogoś. Kim jest ten ktoś? Ano zazwyczaj jest to główna partia w twoim regionie. A czym są główne partie? Ano jak już napisałem nakładkami na najważniejsze klany w kraju. Dlatego też w poprzednim wpisie padło tyle nazwisk gdyż partie obracają się wokoło owych rodzin.

Więc jeśli jesteś Chrześcijaninem potrzebujesz poparcia kogoś z Wolnego Ruchu Patriotycznego (Michel Aoun) bądź Libańskich Sił (Samir Dżadża), jeśli Sunnitą prawdopodobnie kogoś z Ruchu Przyszłości (Saad Hariri), jeśli Szyitą kogoś z Amal-u (Nabih Berri) bądź Hezbollahu (tutaj wyjątek gdyż Hezbollah ze względu na swój islamski charakter wyłamuje się z tego schematu, w którym kluczowa jest konkretna rodzina natomiast jednocześnie z powodu swojego znacznie szerszego i bardziej rozbudowanego wpływu na swoich zwolenników niż analogicznie inne partie na swoich idealnie wpisuje się w mechanikę kliencką), a jeśli Druzem kogoś z Progresywnej Socjalistycznej Partii Libanu (Walid Dżumblat – Druzowie są znacznie mocniej powiązani z rodem Dżumblatów niż pozostałe grupy wyznaniowe ze swoimi liderami).

Te relacje wychodzą znacznie poza pospolity, znany u nas nepotyzm. Trzeba coś załatwić w urzędzie – dzwonisz do swoich, trzeba coś załatwić w sądzie – dzwonisz do swoich i tak dalej i tak dalej. Poza tym służba zdrowia i szkolnictwo są mocno zdecentralizowane i sprywatyzowane – a to oczywiście oznacza, że są nierzadko powiązane z danymi ugrupowaniami. W zamian za pomoc partia oczekuje, że będziesz nadal na nią głosował. Żyjesz w poczuciu, że kto inny jak nie ona zapewni ci byt i bezpieczeństwo skoro wszyscy pozostali działają według tego samego schematu. Więc to nie jest takie proste przekupstwo jakie obserwowaliśmy na Ukrainie swego czasu. Tutaj mamy mocno zaciśnięte błędne koło, dziwny społeczny pat.

Dochodzimy powoli do meritum, wisienki na torcie całego tego wywodu. Z powodu utrzymującego się wieloletniego kryzysu, który stopniowo rozwarstwia społeczeństwo i zuboża większą jego część następuje także powolna erozja tychże struktur klienckich. Bo w pewnym momencie ani Hariri, ani Mikati, ani Dżadża, ani Aoun, ani Berri, ani Dżumblat nie są w stanie już zapewnić swoim „klientom” (wyborcom, współwyznawcom) nawet prostej pracy, a jeśli nawet to jest to praca za głodową publiczną pensje (jeśli w ogóle, bo i z tym bywają już problemy). W efekcie spada zaufanie i wiara w system, a w erze globalizacji nietrudno porównać swoją sytuację z sytuacją w dowolnym miejscu na świecie. Poza tym znacznie więcej Libańczyków żyje poza granicami Libanu niż w nim więc świadomość, głównie wśród wyedukowanej części społeczeństwa, że wiele państw na globie funkcjonuje inaczej jest relatywnie spora.

Ta rewolucja to walka w głowach Libańczyków aby wyrwać się z kleszczy oligarchicznych klanów. Zaszczepienie w nich idei, że można głosować na ludzi spoza tego układu. Bo Libańczycy suma sumarum są dumni ze swojej demokracji, w większości z pogardą spoglądają na bliskowschodnie, sąsiednie totalizmy. Poza tym nie chcą powtórki z Wojny Domowej i celem jest polityczna transformacja, a nie szybkie rozliczenie na wzór Ukrainy gdzie jak wiemy nie wszystko poszło po myśli Ukraińców.

To także punkt, w którym należy odnieść się do formy protestów, która z naszej perspektywy wydaje się aż nazbyt pokojowa. W Europie przyzwyczajeni jesteśmy do gwałtownych zrywów, które nastawione są na jasno określone rezultaty w możliwie krótkim czasie.

W Libanie jest inaczej. Panuje wzajemny strach przed użyciem siły, która mogłaby doprowadzić do ponownej wojny. Tutaj mnóstwo osób ma nadal broń w domu, a dawne rany goją się powoli. Po drugie jedno słowo – Hezbollah. Na skinienie Hassana Nasrallaha kilka tysięcy szyickich bojowników jest gotowa bez zawahania pójść walczyć – z tego kilkadziesiąt (może kilkaset) przygotowywana jest do akcji samobójczych. Nie ma znaczenia czy ktoś ich lubi czy nie – z nimi trzeba się liczyć. Po wielomiesięcznym kryzysie politycznym 8 maja 2008 roku bojownicy Hezbollahu potrzebowali kilku godzin aby opanować Zachodni Bejrut i jasno wyjaśnić rządowi, że „nic bez nich”.

Natomiast mimo, że cel Saury wydaje się być syzyfową pracą to przez grube warstwy śniegu przebijają się już pierwsze, a jakże, przebiśniegi. W głosowaniu na przewodniczącego związku zawodowego prawników mimo poparcia większość partii dla jednego kandydata z dużą przewagą wygrał kandydat „rewolucji”. A małe zwycięstwa dają nadzieję też na te większe.

Nie każda rewolucja wygrywa na ulicach.