Opary wojny: W pociągu (1/9)

Obok mnie siedzi pan w średnim wieku, stos dokumentów i włączony laptop. Szczerze? Rzadki widok w plackarcie – otwartych przedziałach w wagonach dla biedaków czyli w zasadzie mojego ulubionego transportu na wschodzie i jedynego, na który stać zdecydowaną większość Ukraińców. Nie, nie wszystkich, większość. Ale wracając obok mnie schludnie ubrany pan w koszuli (swoją drogą wiecie, że poza naszą narodową „kurwą” jeśli ktoś coś kojarzy o Polsce to będzie właśnie Pan/Pani 😉 ).

  • Przepraszam, mam nadzieję, że nie przeszkadzam za bardzo, można spytać kim Pan pracuje?
  • Prawnikiem.

No… prawnik w plackarcie. Kumulacja. Już myślałem, że ukraiński urzędnik wziął sobie do serca model szwajcarski gdzie parlamentarzystów normalnie można spotkać w pociągach. Przeliczyłem się ale nadal jestem pod wrażeniem.

Zaczynamy rozmawiać, zejdzie nam z godzinę, może dwie. Sam nie wiem. W pociągach przy rozmowach czas płynie szybko. Imienia oczywiście nie pamiętam, może nawet nie zapytałem, z drugiej strony jakie to ma znaczenia, niech będzie Stepan, Pan pochodził ze Lwowa to trzymajmy się banderowskiego nazewnictwa. Stepan specjalizuje się w prawie podatkowym i w sprawach kredytowych. Jest to ogromna nisza, w której brakuje specjalistów. Oczywiście jak zawsze, także tutaj nie ma przypadków.

Zwrot VAT-u? Na Ukrainie? Jeszcze jakieś mądrości? Nawet jak się uda przejść przez wszystkie instancje sądownicze to sumarycznie państwo i tak nie zwraca podatku. Skąd my to znamy? Nikogo już nie powinno dziwić dlaczego jest to nisza.

Ale przejdźmy do znacznie ciekawszej działki czyli kredytów. Ano Ukraińcy mają podobny problem co my z Frankowiczami tylko na zdecydowanie większą skalę. U nas kurs przez ten okres 6-7 lat podskoczył dwukrotnie. Na Ukrainie mówimy o kilkukrotnym wzroście przy obecnej dewaluacji Hrywny. Sytuacja jest krytyczna w wielu rejonach, głównie na wschodzie, a banki jedynie sporadycznie idą na ugody. Dlaczego Wschód bardziej cierpi? Nie chodzi o wojnę, wojną tłumaczy to oczywiście rząd ale skromnie przypomnę, że III Rzesza do początku 1945 cały czas zwiększała produkcję. Dopiero w momencie kiedy z dwóch stron trwały regularne naloty zmilitaryzowana gospodarka nazistów zaczęła się załamywać.

Wracając, na wschodzie padają wielkie zakłady przemysłowe, ludzie tkwią w sowieckiej mentalności, a ekonomiczno – historyczne relacje z Rosją są coraz mocniej nadszarpywane. Zachód Ukrainy to mały biznes, to kultura ziemi dzięki uratowaniu rolników od leninizmu i stalinizmu przez II RP, to bliskie relacje z Polską. Dlatego mimo, że po statystykach Doniecka czy Charkowska oblasti przed wojną były półtora czy nawet dwukrotnie bogatsze na głowę niż zachodnie oblastie to dzisiaj ludzie ze wschodu nierzadko emigrują za chlebem na Lwowszczyznę.

Kolejny problem w przypadku kredytów to oczywiście sam system sądowniczy, który działa w interesie banków, które to o ironio są na wzór zachodni dotowane przez Kijów. Czyli nie ma pieniędzy aby pomóc kredytobiorcom, a są na ratowanie banków… wiecie, ja się sprzeciwiam każdej formie interwencjonalizmu państwowego w gospodarkę ale ta ukraińska forma mnie przeraża dwukrotnie.

I na koniec opowieści o kredytach jest światełko w tuneli. Na Ukrainie panuje względna anarchia i paraliż władzy. Głównie na wschodzie. Czyli sądy mogą zasądzać nawet eksmisje (co czasem robią) ale sumarycznie „Stepan” nie zna dotąd jednego przypadku wyrzucenia człowieka na bruk.

Swoją drogą Stepan powiedział, że mały przedsiębiorca (wot taki sklepikarz w mieścince na zachodzie) na Ukrainie płaci zryczałtowaną kwotę 600 hrywien na miesiąc plus 600 hrywien od każdego pracownika. Cała reszta zarobionych pieniędzy trafia do rąk przedsiębiorcy. Jeśli tak naprawdę jest to trzeba jasno powiedzieć, że pod tym względem jesteśmy jakieś 20 lat za Ukrainą. Dlaczego 20? Bo 20 lat temu podobne reguły obowiązywały polskich handlarzy…

W Dniepropietrowsku pytam prowadnicę (tj. panią zajmującą się obsługą wagonu) jaka jest dalsza trasa pociągu. Okazuje się, że jest to jeden z pierwszych (ten fizycznie, dokładnie pierwszy) pociągów bezpośrednio do Mariupola i pani nie wie… wcześniej dojeżdżały jedynie do Biedrańska. I teraz co o tym myśleć? Przecież trwa zaognienie walk w środkowym odcinku frontu z doniecką republiką, będziemy jechali koło Wołnowachy (bo tak na mapie pokazuje mi trakcję kolejową), która przecież jest rzut kamieniem od toczących się obecnie tychże walk… Może decyzja jak to w wspaniałych ukraińskich instytucjach nastąpiła opieszale i uwzględniła uspokojenie się frontu w okolicy Pawłopola jednak nie dała rady przemielić wybuchu walk w innym odcinku. No nic, po dziesiątej lokalnego czasu zawitam w portowym Mariupolu. Bądź już zawitałem, a wpis wyprodukowałem będąc za Zaporożem 😉

Jedziemy dalej. Trwa raczej jałowa rozmowa dwóch kobiet, jestem biernym słuchaczem, unikam partycypowania. Przykro mi, w tej kwestii jestem seksistą. W strefie wojny rozmowy z kobietami o wojnie w grubo ponad 90% przypadków to zmarnowany czas. Dlaczego? Ano są to w większości emocjonalne wylewy albo płytkie analizy w stylu „Dlaczego się po prostu nie porozumieją?”. Jakiekolwiek kwestionowanie takiej postawy to mała mina, urwie stopę, może łydkę. Nie daj Boże, jeśli taka kobieta jest dotknięta przez trwający konflikt. Wtedy kaplica, trzeba uciekać, żadne sztuczki psychologiczne nie pomogą. Bardzo szybko skrajnie negatywne, wręcz rozpaczliwe emocje zostaną skorelowane ze mną, rozmówcą. To ja będę winny wojny, to ja będę winny bombardowań, to ja będę winny, tego iż Piotrek z Władkiem nie mogą dojść do porozumienia (tak, spłycam).

Na moje szczęście w tle słyszę język polski. Trochę z niedowierzaniem. Jakim cudem? Prowadnica wcześniej powiedziała, że w naszym wagonie jedzie 7 osób do Mariupola. Biorąc pod uwagę, że każdy „przedział” to 6 osób, takich przedziałów jest około 10 otrzymujemy praktycznie pusty wagon. No nic, wiadomo, podchodzę. Na stole leży pismo święte i Kurier Galicyjski. Wspaniałe połączenie na kresach. Okazuje się, że spotykam księdza Alojzego wołyniaka, pełni swoją posługę w Kamieńcu Podolskim i jedzie pomóc innym księżom w budowie kapliczki w Mariupolu. Szczerze? Mam mieszanie uczucia. Z jednej strony budowanie kapliczki w czasie wojny to chyba jedna z tego miliona rzeczy, które powinny być na ostatnim miejscu na liście rzeczy potrzebnych tu i teraz. Z drugiej, może właśnie kapliczka jest potrzebna tym bardziej? W obliczu śmierci nie ma przecież odważnych…

Rozmawiamy, opowiadamy, wymieniamy się poglądami, dyskutujemy. Lubię dyskutować z księżmi. Z popami i imamami nie bardzo, są inwazyjni, księża przyjmują dużo bardziej tolerancyjną postawę. Rzadko próbują wbijać kij w moją filozoficzną, deistyczną postawę. Po drugie moja argumentacja zazwyczaj wystarcza, nie jestem jednym z tych antyklerykalnych, obrażonych na Kościół więc aby próbować mnie nawrócić trzeba przejść na płaszczyznę teologiczno-filozoficzną. A to już wyższa szkoła jazdy przy, której sam nie czuję się jakoś wybitnie mocny.

Skupiamy się na tematyce kresowej, kształcie dzisiejszej Ukrainy. Ksiądz nie wtapia się w dzisiejszy, przepychany w naszych mediach nurt bezrefleksyjnego uwielbienia Ukrainy. Krytycznie wypowiada się o czarno-czerwonych flagach i gloryfikacji UPA. Ups właśnie w momencie pisania tych słów zderzam się z zapijaczonym głosem, z którego zrozumiałem „jebany dziennikarz” i chyba jakieś mało pochlebne słowa o Poroszence. Wszyscy kłamią. A, że tutaj też wszyscy piją mamy bardzo naturalną dla tego regionu postawę 😉

Wracając. Wysłuchuję historii z sowieckiej Ukrainy kiedy to w kościołach magazynowano chemię i sól aby centymetr po centymetrze sześciennym wyżerać ściany. Wot takie albanizowanie (bądź dosadniej, odserbianie) Kosowa w białych rękawiczkach. Cóż, na burzenie czy palenie kościołów sowiecka, centralna władza w Moskwie w erze Chruszczowa i Breżniewa przyzwolenia dać by pewno nie chciała więc trzeba było ciut kreatywniej kontynuować czystkę kulturalną.

Podobnie było z dwoma, praktycznie czysto polskimi wsiami, o których wspomniał ksiądz: Strzelczyska (koło Mościsk) i Łanowca (Sambor) (niegdyś ziemia przemyska niegdyś). W obu z nich ukraińska SSR nie dawała pozwolenia na budowanie domów. Szczęśliwie obie się ostały więc z dzisiejszej perspektywy możemy docenić budownictwo przed-sowieckie.

Widać wyraźne rozgoryczenie i Ukrainą w czasie walki o swoją niepodległość i niezależność w latach 30’ i 40’ i Ukrainą sowiecką i w końcu Ukrainą dzisiejszą, niepodległą. Nie było w jego słowach złości ale brakowało też jakichkolwiek pozytywnych słów o Ukrainie… I chyba nie jest to jakiś specjalny wyjątek. Wszyscy młodzi Polacy uciekają na studia do Polski gdzie zostają. A starzy? Tak jak kosowscy Serbowie powoli zabierają ze sobą do grobów ostatnie cząstki serbskości tamtej ziemi tak kresowiacy spokojnie czekają, aż w ziemi zakończą swój epizod polskości kresów….

Podobnie jak z „Stepanem”, prawnikiem pojawia się temat wschodu i jego mentalności. Przerażająca mentalność niewolnika, człowieka „daj daj, zrób mi, zbuduj mi”. Oczywiście jeśli mamy „państwo”, które spełnia te potrzeby jednocześnie jasno kierując poczynaniami tychże niewolników to przynajmniej w teorii cały system powinien funkcjonować. Ale państwo to przecież tworzący je ludzie. Więc co jeśli zarządzający też przejęli mentalność niewolników? I taki właśnie jest wschód, taki jest właśnie socjalizm… Wszystko jest wszystkich, wszystko jest niczyje, nikt nic nie ma. No, poza grupką oligarchów, która uwłaszczyła się… oni mają wszystko, oni mają wszystkich, nikt poza nimi nic nie ma.

Ale wlecze się ten pociąg przez jakieś drugorzędne trakcje kolejowe objeżdżające tereny pod kontrolą donieckiej republiki… dosłownie jedziemy przez jakieś malutkie wsie. Chyba już z 3 albo 4 razy następowała zmiana lokomotywy… i kolejna czeka w Wołnowachii.

Kolejne krytyczne wypowiedzi tykają bohaterów narodowych Zachodniej Ukrainy. Poza tymi oczywistymi pojawia się temat Bohdana Chmielnickiego.

  • Jaki tam z niego wyzwoliciel jak to mówią o nim Ukraińcy… w Kamieńcu żyli między innymi Polacy, Ormianie, Rusini i nikt przed kozakami Chmielnickiego bram nie otwierał. Nikt ich nie chciał. Więc jacy z nich wyzwoliciele?

Kolejny cios to ustawa językowa. Tutaj ja pierwszy odniosłem się do niej przy pochlebnym wypowiadaniu się o polityce wewnętrznej w kontekście kulturowym i językowym Rosji. Tutaj to Ukraina mogłaby się czegoś mądrego nauczyć od mało sympatycznego sąsiada. Tak wiem… ustawa została szybko cofnięta ale jakie to miało znaczenie? Tendencja była jasna, a cofnięcie było reakcją, a nie zachowaniem wynikającym z tolerancyjnego stosunku Ukraińców do mniejszości rosyjskiej. Okej, uważam, że słowa księdza iż Ukraińcy sami sobie są winni utraty Krymu to słowa przesadzone. Mimo wszystko. Ale nie ma co drążyć tematu. Krym Krymem, dzisiaj jest dzisiaj.

Niestety wg jego słów echo Majdanu już kompletnie przeminęło. Urzędnicy kradną więcej niż przed rewolucją, a jak wszyscy wiemy na Ukrainie reform jak nie było tak nie ma. Sakaszwili na gubernatora? Prawnik „Stepan” dosadnie określił swoją pozycję „gubernator niewiele może”. To tylko pokazuje w jak opłakanym stanie jest proces decentralizacji władzy na Ukrainie. A o reformie samorządowej na wzór polski ktokolwiek tutaj słyszał? Tak, daleko nam do Szwajcarii ale i tak to system w Polsce byłbym wręcz doskonałym punktem wyjścia dla Kijowa.

Swoją drogą zgadzamy się w bardzo wielu kwestiach. Chociażby w prowadzeniu taktyki tematów zastępczych w mediach. Ostatnio na Ukrainie był masz równości, na który rzucili się nacjonaliści i na koniec wszystkim wpieprzyła, jeszcze, milicja. Temat numer jeden na Ukrainie… naprawdę? To jest takie ważne? Ale dobra, gdzie jest krzyż? Tak abstrahując… wiecie może co rosyjska propaganda powiedziała na ten temat? Bo gdybym był towarisiem redaktorem prowadzącym w powiedzmy, NTV to miałbym dylemat… uwypuklić „gejvropę”, „nacjonalistów” czy w końcu „brutalność” milicji?