Opary wojny: Po ciemnej stronie mocy (3/9)
Kramatorsk, park, w zasadzie to las. Pobudka rano, spoglądam na telefon, po ósmej, grubo po ósmej. Dobra pora spadać, nikomu nie przeszkadzał mój namiot, wyspałem się, misja wykonana. Najważniejsze aby nikt nie wyczaił podczas rozkładaniu namiotu, wtedy jestem potencjalnym zagrożeniem, ciężko oczekiwać racjonalnej decyzji w takiej sytuacji. Jakby rozkładanie namiotu było racjonalną decyzją w mieście gdzie znajduje się sztab generalny Operacji Antyterrorystycznej… rozkładanie dwa razy… No nieważne. Gdy już namiot rozłożony to luz. Do świtu jest spokój, a potem? Nikt nie będzie strzelał do namiotu.
Wbijam do obrzydliwego budynku między blokami.
- Dzień dobry, przyszedłem zrobić przepustkę
- Kto Ci powiedział, że tutaj można?
- No… żołnierze?
- A Ty dziennikarz?
- No tak…
- Wchodź.
Wchodzę do małego pokoiku na końcu. Za biurkiem wąsaty, niemały facet. Witamy się, oddaje paszport, akredytację ATO. Stajemy przed mapą. Musimy wybrać sektor, na który dostanę przepustkę. A – front Ługański, B – front na zachód od Doniecka, C – północny na północ od Doniecka i Gorłówki, M – mariupolski. Sytuacja na przejściach zmienia się dosłownie z dnia na dzień, czasem z godziny na godzinę. Dzisiaj otwarte jest przejście Mariupol – Donieck ale ono od Kramatorska jest daleko. Ponownie jechać 5 godzin do Mariupola nie uśmiecha mi się, po drugie nikt nie da mi gwarancji, że za godzinę ponownie nie zamkną. Na moje szczęście dzisiaj otwarte też jest przejście Artiomowsk – Gorłówka, Sektor C. Ok, robimy. Popijam herbatę, 5 minut później moja przepustka jest gotowa. Miejscowi czekają miesiąc – półtora…
Lecę na dworzec autobusowy, pytam o marszrutki w Artiomowsk lub Donieck. Są bezpośrednie do Doniecka, 120 hrywien. Autobus spóźnia się, atmosfera nerwowa, gdy już autobusik przyjeżdża to kierowca nie chce brać paczek od ludzi. Sprawdza czy każdy chętny pojechać na terytorium Donieckiej Republiki posiada przepustkę. Ruszamy.
Na blokpoście przed Artiomowskiem czekamy ponad 15 minut. Niektóre kobiety zaczynają głośno marudzić, wręcz bulwersować się. Kierowca w typowo rosyjskim stylu ucisza:
- Chcesz się zamienić? No chodź, pojedźmy, cofną nas na koniec kolejki, będziemy czekać drugie tyle jeśli w ogóle nas puszczą!
Kilku innych mężczyzn przyklaskuje mu. Jest czas wojny, żołnierzy się słucha, w kolejce się stoi, a nie kombinuje. Mówiłem coś o kobietach w świecie wojny? A tak, mówiłem… Dobra starczy, już nie ironizuję. W końcu jedziemy.
Kilka kilometrów za Artiemowskiem dojeżdżamy do postu granicznego, głównego gdzie sprawdzane są dokumenty. Autobusów może 4, samochodów kilkadziesiąt. Biorąc pod uwagę, że to wszystko jest w zasięgu bezpośrednich działań zbrojnych raczej średnie miejsce na długie kolejki…
Poza bzdetnymi zdjęciami i nagraniami z drogi nie mam żadnych innych materiałów. Doskonale wiem, że nie ma nic gorszego niż zbierać materiały po obu stronach jednocześnie. Tym razem nawet do głowy mi nie przyszło robić zdjęcia ukraińskiemu wojsku. Od początku przyjechałem tutaj z zamiarem wyjazdu do separatystów więc byłoby to naturalnie dla nich groźne. Tak samo nie zamierzam wystawiać drugiej strony Ukraińcom. Etyka dziennikarska. Wiem, że nim nie jestem (tj. dziennikarzem) i najwięksi zwolennicy Ukrainy tego nie zrozumieją. Ja nie chcę mieć nikogo na sumieniu. Bez znaczenia ili Ukrop ili Sjepar. Żyzń eta żyzń.
Żołnierz jednak i tak naciska. Usuwaj, usuwaj. Usuwam. W zasadzie to sam nie wiem co… jakiś pomnik, jakiś film gdzie jest ukraińska flaga… Kobieta, chyba ta sama co wcześniej zaczyna marudzić. Że przez mnie muszą stać. No bardzo kurwa dziwne, któż by się spodziewał, że ludzie z zagranicy, tym bardziej z aparatami są dokładnie sprawdzani.
Nie wytrzymuję, sam dosadnie mówię, że nikt jej nie pytał o zdanie. Wtrąca się żołnierz też sfrustrowany, że przyjechał sobie na safari.
Biorąc pod uwagę, że na tej wojnie było już wielu dziennikarzy co robili sobie uczesani pokazówki w kamizelkach w miejscach gdzie było kompletnie bezpiecznie zarzut ten do mnie jest co najmniej nietrafiony… Nie dlatego, że jestem uwalony. Poza tym „Safari” czyli filmami i zdjęciami wysłuchałem wielu ponurych historii, piłem gorzałę wsłuchując się w szczegóły tortur, wiele tego bylo. Czasem jeden człowiek na chwile zasiewa zwątpienie. A zostawić Was w pizdu. Ja tam wiele nie pomagałem ale swoją cegiełkę dla Ukrainy dorzuciłem, a niech Was Putin rozjedzie aż po Kijów. Nie będę płakał.
No nic, staram się zrozumieć, beznadziejna robota, użeranie się z tonami ludzi. Wokoło chaos, burdel… Wdech, wydech… rób swoje najlepiej jak potrafisz.
O ironio pierwsze (ostatnie zrobione) zdjęcie to swastyka namalowana na ukraińskiej fladze… będzie się separatystom podobać, oj będzie.
Inny żołnierz już spokojnie mówi, że sam wiesz jak się odnoszą Polakom, że zdjęcia z nami są dla nas niebezpieczne w ich rękach. Wiem, wiem. Wiem gdzie jadę.
Przejeżdżamy jeszcze kolejnych kilka kilometrów i kolejne 3 blokposty, w końcu ostatni ukraiński, już prawie na rogatkach Gorłówki. Żołnierz zabiera mój paszport z dokumentami. Po chwili wraca. Przed nami Gorłówka, Doniecka Republika Ludowa.
Widzę w oddali. Piętrowy blokpost. Czarno – czerwono – niebieska flaga. Doniecka Republika Ludowa. Ostatni raz na żywo widziałem te flagi powiewające rok temu w Doniecku. Swoją drogą dziwne, u Ukraińców nie przypominam sobie ani jednego piętrowego blokpostu. Marszrutka zatrzymuje się. Wchodzi apałczeniec (powstaniec). Nie jakiś zielony ludzik, bez kamizelki, bez hełmu, zgniłozielony strój no i oczywiście niezastąpiony element każdej współczesnej wojny od 50 lat – Kałasznikow. Siedzę na przedzie, bierze mój paszport jako trzeci. Spogląda to na mnie to na paszport.
- Skąd jesteś?
- Z Polski.
Chwila ciszy.
- Wychodzisz. Weź swoje rzeczy.
Wychodzę. Jak to zwykle w takiej sytuacji pojawia się ktoś inny, pewnie wyższy rangą. Sprawdza paszport, dzwoni.
- Bierz swoje rzeczy. Za mną.
Już mówiłem, że żołnierzy się słucha? Słucha się.
Odkładam plecak. Nie, nie rozstrzelali mnie. Na boku staję wraz z fińskim dziennikarzem i jego kierowcą, którzy też czekają na potwierdzenie z Doniecka iż posiadamy akredytacje DNR. Kolega po fachu (ahaha, no już, pośmialiśmy się, po prostu kolega dziennikarz) niestety nie zna rosyjskiego. Dla mnie to duże zaskoczenie, przecież akurat w Finlandii nie powinno być problemu znaleźć rosyjskojęzycznego dziennikarza. Ale dobra, ich stać opłacić jakiegoś typa tutaj co im wszystko ogarnie na miejscu, wszędzie zawiezie… Tak kontrastując ze mną.
Obok nas dwóch sołdatów. Ten co mnie przyprowadził, młody maksymalnie 30 lat i jego ciut starszy kolega. Dosyć chudy, nieduży, z wyraźną brodą. Ostre rysy twarzy, znam je. Znam też tą brodę. Widziałem nie raz. Gdy zaczyna mówić po rosyjsku słyszę ten charakterystyczny akcent, kilka razy aż zabolą mnie uszy. Ponoć miejscowy. Ja wiem swoje. Czeczen.
Nikt nie zwraca uwagi na moją narodowość… miało byś ostro, miało być niewesoło. Młody chłopak, nazwijmy go dla ułatwienia Misza, nie raz ironizuje ukraińską propagandę. My terroristy, my separatisty, my sami siebie bombiam… ale bez złości. Raczej nabija się. Nie zabraknie potem też oczywiście rosyjskiej propagandy. Dwie do kompletu dopiero się uzupełniają.
Mamy jak się okaże dużo czasu, pogadamy.
„Moja mama myśli, że ja teraz pracuję w fabryce.”
Pytam jak to w fabryce, jakiej?
„Przed wojną pracowałem w fabryce gdzie wykonuje się maszyny do kopalń. Teraz jest zamknięta. Ale mamie mówię, że tam nadal pracuję… Ja sam jestem z Gorłówki.”
Kontynuujemy.
„Słuchaj, tam Ukraińcy nie puszczają ludzi z jedzeniem. Rozumiesz? Jedzie człowiek kupić choć odrobinę taniej, tam na Ukrainę, wraca i musi płacić. Kierowca mówi, on to dla siebie kupił, nie będzie płacić za to aby przewieźć.”
Przepustka to nie dokument uprawniający do przejazdu. Przepustka to dokument, dzięki któremu może uda się przejechać. Myślę „Ostatnią instancją jest zawsze żołnierz…”
„No i płaci. Ostatnio kierowca wziął skrzynkę piwa. A ten do niego 200 hrywien… I co? Musiał płacić… Powiem więcej. Ci ludzie choć sami nie mają to nam dają! Nie wierzysz? Posiedzisz, zobaczysz.”
Ma rację. Faktycznie jakiś kierowca sam z siebie dał im truskawki… Niosąc śmieje się „Popatrz jacy z nas szabrownicy!”. W zasadzie to przynosi nam wszystkim gdyż żołnierze się z nami dzielą. Zajadamy się truskawkami. Potem będę żartował, że u nas, w Polscę lepsze. W zasadzie to nie żartowałem.
Pytam: „Od kiedy Ukraińcy już kompletnie nie puszczają tirów?”
„A z dwa, trzy miesiące. Dwa na pewno już będzie…”
Blokada ekonomiczna trwa. Jedni mówią, że uzasadniona, drudzy, że nie. Skutek jest taki, że sytuacja gospodarcza wewnątrz republik jest tragiczna. Uderza to oczywiście w same republiki ale najbardziej w zwykłych ludzi. A ci ludzie potem nienawidzą Ukrainy. Każdy kij ma dwa końce…
Nie brakuje tematu bombardowań, to co mówiłem na filmie. Ukraińcy bombardują, a potem jeśli już w ogóle coś wspomną w mediach/media to to, że separatyści sami siebie bombardują. Tu się zgadzamy, propaganda ukraińska w tej kwestii także mnie przeraża.
W pewnej chwili słychać niedaleko salwę. To separatyści ostrzeliwują wojska rządowe. Misza mówi aby na wszelki wypadek przenieść się za betonowy mur, nie wiadomo czy i za ile przyleci ukraińska odpowiedź…
Pytam się:
- Słuchaj, bo Wam Rosja pomaga, w taki czy inny sposób, załóżmy niech nawet sama humanitarka. Wy chcecie do tej Rosji, a Rosja Was nie chce. Jak Ty się do tego odnosisz? No ja bym się zdenerwował… Krym wzięli, a Was nie.
- A Ukraina to do Europy chce. I co? Ktoś jej chce? Po drugie pomyśl co by się stało jakby Rosja zaanektowała Donbas?
- No musiałyby wejść regularne wojska rosyjskie… (mówiąc regularne wojska mam na myśli nie okresowe wsparcie konkretnych odcinków frontu, a pełnowymiarową inwazję)
- No właśnie, to byłaby wojna światowa.
Ma to swoją logikę… Czekaj, czekaj, gdzieś to już słyszałem 😉 Słynny film rosyjskiej propagandy. Putin widi wajska. No tak. Toćka w toćkę…
Nie unikamy trudniejszych tematów. Jak to z tymi kozakami?
- Wiesz co oni robili, ci kozacy?
- Domyślam się…
- Zajmowali się grabieżami, znaleźli u nich 90 samochodów i piętrowy jacht! Rozbroiliśmy ich tutaj w Gorłówcę i w Doniecku. Teraz jest porządek.
- Jacht… nauczyli się od Janukowycza…
- Nooo… ten to mógł chociaż powiedzieć, że mu się zapomniało o bochenku!
To jeśli przy kozakach i Gorłówcę… Podobała Ci się władza Biesa? (samozwańczy gubernator Gorłówki, uciekł)
- Szczerze? To był wspaniały człowiek. Gdyby żył to byłoby wot tak!
- A Mozgowoj? (samozwańczy gubernator Ałczewska, dowódca brygady Prizrak (Duch), zamordowany w zamachu)
- Tak samo…
- Jak myślisz, kto ich zabił?
- A kto to wie…
- No wiesz, obaj krytykowali władze DNR i LNR…
Już znacznie ciszej i spokojniej.
- Dobrze kombinujesz…
Nic więcej nie musi dodawać. Już wie, że ja wiem co on myśli.
- Walczyłeś pod Debalcewem?
- Walczyłem.
- I jak? Mówią, że ponieśliście duże straty
- To była masakra.
Tu poprawia mu się humor.
- …ale Ukraińcy ponieśli na pewno nie mniejsze niż my.
Pojawia się starszy żołnierz. Widać, że wypity. Konkretnie. Patrzy na mnie.
- At kuda?
- Iż Polszy…
Blednieje. Wzrok psychopaty. Wzrok tysiąca mil bodajże, tak się to nazywa przetłumaczone z angielskiego. Patrzy niby na mnie ale tak naprawdę jakby patrzył za mnie. Prosto w oczy.
Sekunda, dwie. Zbledniał kompletnie. Nie wiem co zrobi. Jest naprawdę najebany. Cały jego organizm próbuje zmusić błędnik do odnalezienie resztek równowagi. Poza wzrokiem. On cały czas wpatrzony we mnie. Kolejne sekundy. Zimny pot spływa po mnie. Już z 10 sekund na mnie patrzy. W końcu się odzywa.
- Zwtk
- Nie panimaju?
- Zwitki?
Kurde, chyba próbuje po ukraińsku ale dlaczego…
- At kuda? No ja iz Polszy.
- Ja był w Polszy…
Rozmowa za chwilę się utnie. Odjedzie. Nic więcej się nie dowiem. Może lepiej. Potem będzie sprawdzał auta na blokpoście… W tle usłyszę jakieś żarty. Autentycznie separatyści praktycznie bez problemu puszczają auta, co któreś jedynie sprawdzają. Po stronie ukraińskiej poziom kontroli jest nieporównywalny. Nie chcę wyciągać zbyt pochopnych wniosków ale wg mnie to świadczy albo o zdemoralizowaniu powstańczej części armii albo o tym, że separatyści są przekonani o poparciu miejscowych i nie widzą w nich realnego zagrożenia.
Przyjeżdża Czeczen. Pojechał specjalnie kupić lody. Rozdaje także nam. Kurde no… Nie tak chyba miałem być przywitany? No nic… nie chwal dnia przez zachodem…
Pytam Misze czy za służbę dostają zapłatę. Od trzech miesięcy ponoć nie… Mówi, że DNR się stara ale pieniędzy nie ma, trwa blokada ekonomiczna. Swoją drogą ta sama blokada uderza w tej samej chwili w Ukrainę. Co sądzi o Zacharczence (prezydent Donieckiej Republiki)? To nie jest polityk. Tylko tyle i aż tyle słyszę.
W końcu telefon. Przeprasza nas, że tak długo. Możemy jechać. Wpycha nam karton truskawek… a tak, bo oczywiście marszrutka bez mnie pojechała na samym początku. Zabrałem się z dziennikarzem. Z tym Finem.
Zanim wjedziemy do Doniecka przejedziemy 5-6 separatystycznych blokpostów. Jeden należał do Batalionu Wostok. Na chyba wszystkich byli pijani żołnierze, na jednym dokumenty sprawdzał dzieciak, może 18 lat, może 19… podobnie jak na granicznym wyposażeniem nie grzeszyli. Pospolite ruszenie. Nie mówię, że rosyjskich wojsk w Donbasie nie ma. Mówię, że „tutaj”, na tych blokpostach ich na pewno nie ma… Na szczęście na większości machali tylko ręką aby jechać. Fiński dziennikarz dodaje, że tutaj są dużo bardziej zrelaksowani (niż na Ukrainie)…
Droga jest zniszczona. Po dwa pasy w każdą stronę, co kilka kilometrów, czasem częściej zmieniamy stronę. Porozrywane barierki, dziury po kulach, czasem jakiś wrak. Ruch skromny, bardzo skromny. Wjeżdżamy do Makiejewki i następnie do Doniecka… tu niby wszystko normalnie. Nie do końca.