Opary wojny: Na widelcu (8/9)

Słyszałem. Trochę, nie jakoś dużo. Ługańska republika to inna bajka, w donieckiej jeszcze jako tako ujdzie, polski paszport jest tam kiepski ale nie aż tak bardzo jak we wschodniej z bliźniaczych tworów. Tutaj polski paszport jest bardzo zły. Bardzo. Z rana udaje się do centrum złożyć dokumenty w press centrze aby uzyskać akredytację, wróć, spróbować takową uzyskać. Tutaj nie jest to pewne.

Do budynku dostaje się tylko po przepustce, ludzie z bronią wokoło są częścią krajobrazu. Więc tak, ja jako „dziennikarz” dostaje się szybciej, no cóż, mam wyrzuty sumienia ale nic na to poradzić nie mogę. Babuszki próbujące coś załatwić muszą czekać jak psy pod bramą aby w ogóle móc wejść wewnątrz.

Chłopak, młodszy od mnie stoi ze swoim avtomatem i jest panem tego skrawka ziemi. Mówiłem już, że władza demoralizuje? Demoralizuje. Przypominam, że uzyskanie przepustki oznacza wyłącznie pozwolenie aby wejść do środka. Załatwienie danej sprawy jest nadal na horyzoncie…

Dziwne uczucie. U nas się po prostu wchodzi…

W końcu, już z przepustką idą do głównych drzwi. Żołnierz, sprawdza paszport i przepustkę.

  • Urodziłem się w Polsce.
  • Gdzie dokładnie?
  • W Żaganiu.

Śmieję się. „Już wszystko wiem”. Widać, że on też wie o co chodzi.

Historyczna znajomość świata mojego rodziców i świata sowieckiego pozwala cieszyć się takimi malutkimi niuansami. One są niedostrzegalne dla przeciętnej osoby. Żagań, Żagań… tam stacjonowały sowieckie wojska. Doskonale wiem jak Polacy się odnosili do Rosjan. Okupanci, ruskie kurwy. Ale nie wszyscy i nie zawsze. Ironia historii. Nie raz można usłyszeć jak hitlerowcy okupanci okazywali się dla Polaków ludźmi, a to cukierki dali, a to pomogli w czymś innym… z drugiej jak to sowieccy wyzwoliciele gwałcili i mordowali na potęgę, szarańcza. W latach 70-tych, 80-tych sowieci byli okupantami ale okupant to też człowiek, też z nim można było porozmawiać wypić. Okupant i wyzwoliciel niosą ze sobą potężny ładunek emocjonalny, ten pierwszy negatywny, ten drugi pozytywny. A przecież można być dobrym i złym okupantem, tak samo dobrym i złym wyzwolicielem… A kto kim jest w Donbasie…?

Wchodzę do pokoju numer sto osiem, Press Centr, dostaje email, na który wysłać swoje dokumenty. Spoko, nic więcej w tej chwili nie załatwię. Wychodzę. Daję przepustkę i słyszę, iż muszę się wrócić po podpis do „mojego pokoju” aby był dowód iż odwiedziłem pokój, wypisany na owej przepustce. Epicko. Oni sami to wymyślają czy korzystają z podręcznika „Jak upodlić petenta”? Swoją drogą, który to już raz wbijam do „miejscowego lokalu” z gazem pieprzowym i nożem… to samo w Doniecku. Nie ogarniam tego… kilkadziesiąt osób uzbrojona po zęby, wykrywacze metalu, chore procedury, bezpieczeństwo jak na amerykańskich filmach… a ja jak gdyby nigdy nic chodzę sobie z nożem i nikt mnie ani razu nie zatrzymuje… Aż mam ochotę wyjąć, położyć, oddać i powiedzieć „odbiorę przy wyjściu”.

Wpierw udaję się znaleźć magiczne wifi aby móc wysłać dokumenty. Zajmuje mi to coś koło pół do godziny. Większość co lepszych knajp została rozgrabiona i zamknięta. W ogóle ślady szabrownictwa są ogromne. Rozumiem, że na południu i na północy miasta mówimy też o skutkach bombardowań i po prostu walk ale jeśli dziwnym trafem akurat sklepy stały się ofiarami, a już budynki mieszkalne obok posiadają jedynie ślady odłamków, czasem wybitych szyb to daje to do myślenia. Nie trzeba być geniuszem aby zauważyć nieprzypadkowość zniszczeń.

Mając internet usuwam wszystkie co groźniejsze dla mnie i innych konwersacje. Staję się to u mnie wręcz odruchem po zakończeniu korzystania z globalnej sieci.

Po mieście chodzę sobie wolnym krokiem, nigdzie mi się nie śpieszy. Akredytacji nie mam, unikam jakichkolwiek zdjęć potencjalnie niebezpiecznych. A to konik, a to blok, a to pusta droga, taka zabawa. Dzwoni Lolek, odbieram:

  • No co tam Lolek? Średnio mogę gadać, jestem jakieś 20km od Ciebie po drugiej stronie.
  • Aaaa spoko…
  • Jak wjadę na Ukrainę zadzwonię, a teraz na razie!
  • No nara!

Od razu kasuję ślady po rozmowie w telefonie. Oczywiście Lolek nie jest Lolkiem u mnie na telefonie.

Wchodzę między bloki, pisałem już, że uwielbiam tą dziką zieleń i poszukiwanie szczegółów. Znajduję i teraz. Karteczka LNR z numerami telefonów na wypadek szabrownictwa, no to jest ciekawe, cyk cyk fotka. Dwóch mężczyzn, którzy wcześniej szli dalej za róg odwrócili się, zmieniają kierunek i wracają do mnie.

  • Zdrastwujtie
  • Zdrastwujtie

Ministerstwo spraw wewnętrznych. Proszę, paszport. Coś mi nie gra. Sprawdzają tylko paszport i nie pytają o akredytację, której nie mam, po drugie co tutaj robi MVD (Ministerstwo Vnutri Dieł). Sprawa śmierdzi. Ale okej, puszczają. Idę dalej, wychodzę wśród kilku żołnierzy po dwóch stronach drogi i jakimś obiekcie wojskowym. Kurwa mać. Ja to mam farta. Dobra, idę jak gdyby nigdy nic, dzień jak co dzień, ten sam krok… tralala kurwa kurwa tralala…

Nie pomogło. Podchodzi do mnie żołnierz, wyjmuję paszport i w tej samej chwili zjawiają się ponownie obaj panowie, pokazują dokumenty „Służba bezpieczeństwa”, „przejmujemy go”. Kurwa. Kurwa. Grubo. Ja pierdolę, dosłownie pięć minut temu rozmawiałem z Lolkiem… dobrze, że usunąłem. Od tej chwili nie będę w stanie już nic zrobić.

Idziemy dalej, kulturalnie, do auta i do budynku. Nie wiem jakiego dokładnie, na pewno powiązanego z aparatem przymusu. Siadam na krzesełku w głównym holu i czekam. Minutę, pięć, zaczynamy rozmawiać. Dosyć długo, z pół godziny zeszło do przybycia wyższego rangą. Wiele ciekawego się nie dowiedziałem, to bezpieka, wiedzą jak rozmawiać aby nie rozmawiać. Standardowo geopolityczna gadka, zła Europa na sznurku USA lezie tutaj. Tak w wielkim skrócie. Ktoś do mnie dzwoni, odrzucam, wyciszam, po cichu kasuję ślad. Wyciszam telefon ale znowu ktoś dzwoni. Wiem, że to może być coś związanego z moim zatrzymaniem, tutaj i teraz nie ma przypadków. Ale nie ryzykuję, tryb samolotowy.

To też są ludzie więc są elementem tej całej tutejszej mentalności wpojonej przez rosyjskie media. Mianowicie gdy zaczynam wypytywać o problemy w republikach następuje zastosowanie taktyki „najlepszą obroną jest atak”. Nieważne, że tutaj jest źle, ważne ze w Europie i USA jest tak i tak, że u nas są problemy, kryzysy. Choćby Rosjanin nie miał co do gara włożyć to i tak będzie się skupiał na tym, że na przykład we Francji są Arabowie.

Przykre jest tylko to, że nigdy Ci ludzie nie dochodzą do punktu „jak sprawić aby było lepiej”. Dla nich jedynym rozwiązaniem, mówię to też o bezpiece, to pozbycie się USA i Europy stąd. Cały czas agresywna retoryka, w której poruszamy się na płaszczyźnie wroga. Żadnych rozwiązań systemowych, „pozbędziemy się Ukrainy i USA i wtedy już sobie sami damy radę”. Imponujące, i tak od 100 lat.

Pyta się mnie:

  • Palisz?
  • Nie.
  • To dobrze.

Jego kumpel wychodzi zajarać. Mówię:

  • Nie wierzę Ci, że nie palisz, tutaj wszyscy palą.
  • Serio, rzuciłem, sześć lat temu gdy urodziła mi się córka.
  • Jeszcze powiedz, że wódki nie pijesz.
  • Nie piję. Sport uprawiam.
  • Jaki?
  • Taki, owaki…
  • Na przykład postrzelać?

Za takie coś można dostać w ryj, oczywiście, że można. Wszystko zależy z kim rozmawiacie. Można się przeliczyć, nie powiem ale tutaj widziałem, że dyskutujemy na innym poziomie, nawet w relacji „zatrzymany” – „zatrzymujący” sama wymiana zdań może być elementem fascynującej gry. Powtórzę się: można powiedzieć dużo ale zarazem nic, to jest sztuka.

A jak ktoś chce mi zrobić krzywdę to ją zrobi. Bez znaczenia czy pojawi się takie czy inne pytanie.

W końcu przyjeżdżają. Dwóch gości. Cyryl i Metody, tak ich nazwiemy, ładnie? Tak niech zostanie. Nie mogę opisywać wyglądu, zachowania. Wystarczy, że powiem iż Cyryl, niższy charakteryzuje się bardzo bystrą twarzą, aż nazbyt w tym rejonie, rzadki widok, szczerze. Nie przypadkiem. Metody? Wysoki, ponury, chłodny, mimo, że zmęczony życiem i nie jedną flaszką też od razu daje się poznać jako niegłupi. Sprawdzają moje dokumenty, wypytują jak i kiedy wjechałem. Pytają czy ktokolwiek mnie sprawdzał.

  • No nie… przepraszam ale nie będę machał paszportem i krzyczał „sprawdźcie mnie” jeśli na blokpoście żołnierz machnął aby marszrutka po prostu pojechała dalej.

Czy moje odpowiedzi ich usatysfakcjonowały? Nie wiem. Raczej nie… jedziemy dalej… Zadaję najlepsze pytanie tego dnia:

  • Gdzie jedziemy, do presscentra?
  • Ta… presscentra…

Dziesięć na dziesięć. Gdzie oni mnie wiozą? Może za miasto. Wór na łeb, strzał i do rowu. Stara, sprawdzona tradycja. Nie. To bez sensu. Po co mnie zabijać? Zawsze na bazie tego podróżuję w takie miejsca. Po co mnie zabijać?

  • Nie będziemy Ciebie bić. Boisz się?
  • Nie, że boję się ale myślę, że gdyby podobna sytuacja odbywała się w Polsce z Wami nie byłoby Wam miło…

Dojeżdżamy. Otwiera się brama, na wprost BMP, wjeżdżamy do środka. Wchodzimy do budynku, wypisują mi przepustkę. Jestem pod wrażeniem, to dobrze wróży. Idziemy do pokoiku. Wokoło grube kartony akt. Porozwalane, dziwne, że jeszcze nie spalili… a może specjalnie? Siadam.

Wyprzedzam „prośbę”. Opanowanym, powolnym ruchem kładę aparat na stole, jednym ruchem palcem włączam, kliknięciem przełączam na tryb przeglądania zdjęć i w końcu równie spokojnie odwracam aparat w stronę przesłuchujących mnie agentów. Zaczynamy.

  • Pażausta.

Pisałem wczoraj tekst o przygotowaniach do przeszukiwania, prawda? Ironia losu. Jeden z nich wychodzi z moim paszportem. Na aparacie nic ciekawego nie ma, pozostałe karty SD są puste, kamera została w „hoteliku”, poza tym na niej też nic groźnego nie było. Dochodzimy do telefonu, który Metody bierze do ręki. W międzyczasie z moim paszportem i kartami SD znika Cyryl.

  • Zablokowany?
  • Tak.
  • Jak odblokować?

Nie mam nic do ukrycia. W sensie już nie mam. Odblokowuję bez żadnego ale.

  • Pażausta.

Minuta, pięć, dziesięć, rusza palcem, klika, znowu rusza, znowu klika. Żadnych pytań. Albo nie chce pytać albo naprawdę nie ma o co. Nic nie obstawiam, nie wiem. Dyktafon, zapomniałem o nim. Są cztery nagrania. Kurwa, czemu ich nie usunąłem, co tam może być, sam nie wiem…

Klik. Play.

„Słuchajcie, słuchajcie, jesteśmy w końcu w Rosji…”

Nie wytrzymuję, ogarnia mnie zduszony śmiech. Mówię od razu, że już wiem co to jest, i że kompletnie o tym zapomniałem. Klika kolejne, to samo, równie marne próby narracji do filmów z mojej strony. Sam chyba też jest zmieszany.

Wyciągam portfel, sprawdza, pokazuje:

  • Wszystkie pieniądze wróciły? Wszystko w porządku?

Odpowiadam: „Tak, wszystko w porządku”.

W międzyczasie zaczynamy rozmowę. Nie brakuje propagandy, to agent bezpieki, może mówić ale nie wszystko i nie tak jakby chciał. Ale on wierzy w to co mówi. Dobra Rosja i zła Europa, zła Ameryka. Zawsze ta sama metoda obrony czyli atak. Staram się odbijać piłeczkę:

  • Nie pytam o to jak jest w Europie, tylko jak jest u Was, to u Was trwa wojna, nie u nas, to Wy będziecie musieli odbudować swój kraj.

Może nie powiedziałem tak dokładnie, na pewno nie, nie pamiętam, na pewno mi przerywał. Ale w końcu udaje mi się. Rozkładam ręce na stole, najspokojniej jak to tylko możliwe:

  • Smutno tutaj. Tak wierzycie tej Rosji. A co od niej dostaliście? Czołgami i gradami nie zbudujecie swojego państwa. Okej, czasem humanitarka przyjdzie ale wiesz lepiej od mnie, że głównie dostajecie broń.
  • I co mamy zrobić? Dać się Ukrainie zniszczyć?
  • Też racja. Jesteście w dupie. Lepiej tutaj nie będzie.

Przez chwilę milczy. Wie, że są. W głębokiej i ciemnej dupie. Wie na pewno więcej od mnie i musi widzieć co się dzieje w około. Minął rok wojny, od ponad pół roku republiki krzepną. Mało co zmienia się na lepsze. Walka o łupy trwa, nikt nie myśli co będzie jutro, za miesiąc, za rok…

  • Wy tylko nam źle życzycie, cały czas przeciwko nam!

Kurde, ma trochę racji. Próbuję się bronić

Dochodzimy do meritum, komputer.

  • Hasło?
  • Jest.
  • Wpisz.

Wpisuję.

  • Pażausta.

Wraca Cyryl. Przejmuje mój sprzęcik i przegląda. Schodzi mu trochę. Odzywa się do Metodego:

  • Poczyścił…

Wtrącam się.

  • Jakie poczyścił? Zdjęć szukacie?
  • No tak…
  • No to tutaj są…

Chyba tego się nie spodziewali. Przyznaję, pogrywam sobie wesoło. Wchodzę wprost do folderu ze zdjęciami, który, o ironio, nie był w żaden sposób ukryty. Wręcz aż waliła po oczach nazwa „Zdjęcia tymczasowe”. Przeglądają, kolejne dziesięć minut, kolejne na marne.

O to chodziło. Zbudować swoją wiarygodność, wystawić trochę danych na pożarcie. Tych wartościowych, niebezpiecznych, które chce uratować wraz ze sobą jest mniej niż kilka procent. Pisałem. Zniknęły w oceanie internetu.

Oni też na pewno o tym wiedzą. Nie jestem przecież groźny, nie jestem szpiegiem, wymienić mnie na kogoś też nie bardzo… nie ma sensu przeszukiwać od góry do dołu całej mojej elektronicznej tożsamości. Ostatnie połączenia, sms-y, wiadomości na fejsbuku. Tu też pozerowane wszystko potencjalnie groźne.

Poza tym na moją korzyść funkcjonuje drobna i dla mnie dosyć dziwna kwestia psychologiczna. Jak człowiek ma aparat to jest fotografem, jak mikrofon radiowcem, jak kamerę operatorem i tak dalej… W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób ludziom, którzy mnie sprawdzają nie przychodzi do głowy, że mogę pisać, pisać ideologicznie i światopoglądowe groźne teksty. Nie przychodzi do głowy, że mogę nagrywać filmy. Albo jedno, albo drugie, albo trzecie i tak dalej. Oczywiście moje najważniejsze artykuły jak pisałem rozpłynęły się i nie ma możliwości aby były na moim komputerze. Ale i tak, dlaczego do cholery nigdy nie wpadają na to, że mogę posiadać coś poza zdjęciami…

Jeszcze patrzy na moją tapetę.

  • To Polscy żołnierze?
  • Tak.

NSZ, Narodowe Siły Zbrojne. Kontynuuje.

  • Nie mamy dużo czasu, powiem tak. To takie nasze UPA, które nie mordowało cywilów. Ale walczyło i z komunistami i nazistami jednocześnie.

Oczywiście delikatnie mijam się z prawdą, bo NSZ ma na sumieniu cywilów ale przy skali Wołynia faktycznie można pominąć. A Metody? Z lekka się zmieszał. Nie ciągnie dalej.

  • Mogę schować?
  • Możesz.

Koniec. Chowam wszystko. Czekamy już tylko na mój paszport.

  • No i co teraz? Wbijecie mnie do swojej bazy. A ja chciałem do Osetii Południowej wrócić i co? Pojadę na granicę, a tam Ryczek, na żółto, albo na czerwono. I mnie nie wpuszczą…
  • Miałeś szczęście.
  • Hm?
  • Że trafiłeś na nas. Tam już wojskowi prawie Cię mieli, a z nimi mogłoby być różnie. Mogłeś trafić na mniej wykształconych ludzi i wtedy już tak miło by nie było.
  • Powinienem podziękować?
  • Wydaję mi się, że tak.

Wyciągam rękę i dziękuje. Faktycznie może mieć rację. Po drugie jeśli nawet nie to gest jest wskazany. Nie zaszkodzi na pewno.

  • Tam rozumiem była w ogóle była jakaś baza wojskowa. Ja autentycznie o tym nie wiedziałem, autentycznie chodziłem sobie wśród bloków i odpoczywałem. U nas tak nie ma, u nas jest porządek. Tutaj jest chaos, taki las, mi się to podoba. Nie wpadłem na to, że obok może być baza wojskowa.

Wraca Cyryl, ten niższy, bystrzejszy. Też ze mną rozmawia. Dobrze wiem, że to niby zwykła rozmowa, a służy do wybadania. Jestem Polakiem, pozycja większości Polaków jest znana. Pytam:

  • Ilu z Waszych przeszło na stronę ukraińską?
  • Mało, a i tak większość chce przejść na naszą stronę. Rozumieją, że tam walczą sami ze sobą, nie ma tam żadnej ideologii, liczą się tylko pieniądze.
  • No ale ilu to mogło być?
  • W procentach?
  • Ta
  • Nie więcej niż 10%.

Pytam jak z ludźmi o nastawieniu proukraińskim. Spotkałem już kilka osób. Teraz ja ich sprawdzam. Odpowiedzi na takie pytania, na które ja sam z grubsza znam odpowiedź pozwalają mi oszacować skalę świadomej lub nieświadomej, nie ma to żadnego znaczenia, propagandy. A oszacowanie skali pozwala następnie ocenić wiarygodność pozostałych informacji, których nie jestem w stanie zweryfikować.

  • Mało, praktycznie w ogóle. Nawet jak byli, to powiem Ci. Na początku wojny, wysyłali po te 5, 10 hrywien ukraińskiej armii sms-ami. Te ich dopomohi. A potem gdy doszły ukraińskie wojska pod Ługańsk zaczęli tłuc gradami i artylerią. I ci ludzie zgłupieli. Nie po to pomagali armii aby teraz ona ich bombardowała, aby ich teraz zabijała…

Ciekawa odpowiedź, niby wtapia się w stosowaną tutaj retorykę ale jednak pozostawia pewne wyrwy uwiarygadniające iż Ukraina ma w Republikach zerowe poparcie.

Rozmawiamy też dużo o Rosji, oczywiście odbijana jest piłeczka w stronę Europy.

  • Ile to Arabów jest we Francji? W Paryżu policja nie może wejść do niektórych dzielnic!
  • A w Moskwie? Dwa miliony muzułmanów! Rewelacja, w 15 milionowym mieście.
  • Ale w Rosji ludzie się nie boją, policja działa jak powinna, trzyma ich krótko.

Coś dużo Cyryl wie o tej Rosji…

  • Okej, słuchaj, jeszcze tylko nagramy wideo jako dowód. Powiesz co i jak i tyle.
  • Ok.

Przychodzi młoda kobieta, rozstawia kamerę. Odpowiadam na pytania.

„Piotr Ryczek z Polski, przyjechałem na terytorium Ługańskiej Republiki Ludowej z terytorium Donieckiej Republiki Ludowej przez granicę, blokpost, między miastami Snieżnoje i Krasnyj Łucz. Nie posiadam akredytacji dziennikarskiej, na której wydanie oczekuję, wykonywałem zdjęcia obiektów cywilnych, budynków i zniszczeń w centrum miasta.”

  • Czy masz jakieś zastrzeżenia do naszej pracy?

Uśmiecham się, delikatnie, może odrobinę ironicznie. Ale szczerze, nie miałem żadnych, wszystko było zrobione bardzo profesjonalnie i bez naruszenia moich, jakichś poważniejszych praw oczywiście. Oczywiście, nie lubię jak ktoś bawi się moim telefonem albo komputerem ale przyjeżdżając tutaj musiałem się z tym liczyć. Wróć. Od początku się z tym liczyłem.

Kiwam głowo przecząco.

Wsio. Pani się uśmiecha. Cyryl nie daje po sobie nic poznać. Idzie po mój paszport. Kurwa, jestem już wszędzie.

  • W związku z tym, doradzamy Ci opuścić terytorium LNR w ciągu 24 godzin, to jest do jutra do…

Patrzy na zegarek…

  • Do godziny szesnastej.
  • A jak dostanę akredytację?
  • To zadzwonisz do mnie.

Nie dostanę akredytacji. Do dzisiaj nie dostałem nawet odpowiedzi. Presscentr to fasada, to oni tutaj najpewniej decydują kto dostaje, a kto nie. Wychodzimy.

Odwożą mnie, jedziemy obok „bazy” OBWE, gdzie stoją dziesiątki ich aut.

  • Widzisz? Oni nic nie robią. Kiedy nas bombardują, ich nie ma. Mówimy „chodźcie, popatrzcie jak nas mordują”. Oni przyjeżdżają, porobią zdjęć, hmhmhm i dalej nic. I tak za każdym razem. Ich ludzie już wyganiają, przyjeżdżają, a miejscowi „idiete na chuj”, nie chcą ich, nie są potrzebni, są bezwartościowi.

Dalej…

  • Wiesz ilu Ukraińców już zginęło na tej wojnie?
  • Ponad pięć tysięcy.
  • PIĘĆDZIESIĄT! Zwłoki się walały, całe kolumny rozniesione tutaj, dokładnie, na południu Ługańska. Tylko w Debalcewie naliczyliśmy się siedem tysięcy ukraińskich trupów, a Iłowajsk? Oni porzucają rannych, my im chcemy ich oddać, a oni nie, zostawcie ich u siebie. Byliśmy w szoku. Ich bezpieka, siedzi nad telefonami i wysyła odpowiedzi matkom zabitych „wszystko u mnie w porządku, jestem na froncie, nie mogę rozmawiać”. To jest normalne?!

Nie bardzo mam co dodawać, jestem zmęczony, mam wyjebane, serio.

  • A Debalcewo? Rozstawili moździerz na najwyższym budynku i strzelali po różnych częściach miasta aby zwalić na nas. Zawsze mówią, że to my bombardujemy!

Może było więcej tych opowieści? Nie pamiętam. Wiem na pewno, że Cyryl i Metody kłamali, nie mówię, że ze wszystkim ale na pewno nie mówili prawdy. Wylewali propagandę. Nie ma możliwości oddzielić prawdy od fałszu. A dlaczego kłamali?

Cyryl nie jest stąd. Nieważne skąd to wiem. Cyryl jest z Rosji. Cyryl nie może wiedzieć wszystkiego co mówi. Cyryl zdradza się kłamstwem gdy mówi, że w Donbasie nie ma rosyjskich wojsk. On doskonale wie, że są. Jest częścią tej inwazji.

A Metody? Metody opowiadał o polskich najemnikach, „imienna w gorodie Szczastje”, dokładnie w mieście Szczastje. A to pech. Akurat tam byłem. Metody mówi, że jest ich dużo.

  • Jak dużo?
  • Jak, jak?
  • Dużo to może być 10, 100, 1000…
  • Nie jeden, nie dziesięciu, wielu.

W mieście Szczastje nie ma kilkudziesięciu polskich najemników. Jest kilku, może kilkunastu. Milczę.

Odzywa się Cyryl pokazując na budyneczek obok dworca:

  • To ten hotel?
  • Nie.
  • Jak to nie?!
  • No nie.
  • Obok dworca autobusowego, ten dworzec?
  • No tak.
  • To jak nie ten hotel?
  • No nie ten, jest wewnątrz drugi.
  • Jak wewnątrz?
  • Wewnątrz, nie wiem jak wewnątrz, no jest wewnątrz.

Autentycznie, ta wymiana przypominała rozmowę dwóch debili. Po całych inteligentnych wymianach, ciekawej intelektualnej grze nagle przyszło takie upokorzenie. Cyryl, Mensa nie dla nas.

„Dobra, idziemy”.

Zatrzymuję się. Oni idą dalej. Nic nie mówię, nie mogę sobie tego odmówić. Odwracają się po przejściu samotnie jakichś dziesięciu metrów. Uśmiecham się, bez słowa pokazuje za siebie.

  • aaaaaa…
  • aaa.

Żegnam się z Cyrylem, daje mi swój numer.

  • Jak zapisać?
  • Hm… zapisz Miron.

Zapisuję inaczej, tak jak przedstawił się nie tylko mnie… świat jest mały.

A jak to było naprawdę? Jak to się odbyło. W momencie złożenia dokumentów o akredytację śledziło mnie MVD, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Gdy próbowali do mnie dorwać się wojskowi, ujawnili się i przejęli mnie oficjalnie. Zabrali do swojej siedziby. Metody to pracownik LNR-owskiej bezpieki, a Cyryl? Może GRU-cznik, może pracownik FSB, nie dowiem się tego teraz. Może lepiej abym nigdy się nie dowiedział? Może jeszcze kiedyś spotkamy się z Cyrylem… może w Cchinwali, stolicy Osetii Południowej? Jak mnie puszczą…