Saura (5/17): Drogowa gra w kotka i myszkę

W poprzednich wpisach przedstawiłem pobieżnie z czym musi się zmagać Liban i dlaczego Libańczykom zabrakło ostatecznie cierpliwości. Pora zacząć relacjonować wydarzenia, których planuję być świadkiem przez najbliższe minimum dwa tygodnie.

Meczety w starej części niegdyś osmańskiego Trypolisu rozsiane są dosłownie co kilkadziesiąt metrów. Ciężko opisać jak ogromne wrażenie robi harmider przenikających się głosów wzywających na piątkowe modły. Ulice błyskawicznie pustoszeją, a tutejsi sunnici udają się do meczetów wysłuchać kazań od mułłów. Turystycznie nie lada gratka natomiast ja osobiście nie spodziewałem się ujrzeć tutaj aż taki poziom religijności. Z drugiej strony nie przez przypadek to właśnie w Trypolisie salafici znaleźli tak podatny grunt skutecznie rekrutując w swoje szeregi kolejnych bojowników gotowych ginąć za Allaha w świętej wojnie zaledwie kilkadziesiąt kilometrów dalej za syryjską granicą. Bieda i wynikające z niej poczucie niesprawiedliwości niestety są prawie zawsze doskonałym paliwem dla ekstremistów szukających świeżego narybka.

Po co o tym piszę? Wiele się zmieniło. Syryjska wojna przygasa, a lokalny, arcyciekawy sunnicko – alawicki konflikt będący w prostej linii echem Wojny w Syrii (już mocno działam w temacie, ale jeszcze nie czas na tekst) udało się w znacznej mierze uspokoić, a zwaśnionych sąsiadów częściowo pojednać. Złość zbudowana na ubóstwie została przerzucona z samych siebie (bo jak inaczej nazwać takiego samego człowieka jak my tylko przecznicę dalej?) na polityków i to właśnie nie Bejrut, a Trypolis uznawany jest za serce „Saury”. To tutaj od wznowienia blokowania dróg trwa nieustannie silna barykada na południowym wyjeździe z miasta. Demonstrujących jest tutaj na tyle dużo, że wojsko nie zdecydowało się jeszcze na szturm.

W pozostałych częściach kraju protestujący toczą coś na wzór partyzanckiej wojny podjazdowej o blokowanie dróg. A to wojsko jedną blokadę siłowo znosi wznawiając ruch aby za kilka godzin w tym samym miejscu bądź kilkaset metrów dalej powstała nowa. Przybywa także incydentów w których to wojsko bądź policja brutalnie atakuje protestujących. Dochodzi także do coraz częstszych aresztowań. Wczoraj po jednodniowym zatrzymaniu podczas blokowania Pałacu Prezydenckiego w Baabda wypuszczono (bodajże z tego samego komisariatu, na którym i my byliśmy przetrzymywani) jednego z aktywistów z wyraźnymi śladami po pobiciu. Za to dzisiaj porwano Druza z jednej z mniejszych barykad w górach w miejscowości Dmit. Każda taka historia odbija się natychmiastowym echem w mediach społecznościowych.

Równolegle dzisiaj był pierwszy dzień kiedy zastrajkowały szpitale. Tutaj sytuacja jest dosyć skomplikowana. Po pierwsze większość opieki zdrowotnej w Libanie jest w rękach prywatnych i powiązana jest z politykami / oligarchami z bezpośrednio danej bądź pośrednio powiązanymi z daną partią. Najbardziej jaskrawo widać to w przypadku Hezbollahu, który prowadzi własne szpitale, ale w praktyce w takim czy innym stopniu inne większe partie też podobnie funkcjonują wytwarzając patologiczny system kliencki uzależniający od siebie wyborców. O skali może więcej powiedzieć to, iż w Trypolisie na kilkanaście szpitali tylko jeden jest publiczny, pozostałe są prywatne.

Od kilkunastu miesięcy lekarze pracujący w publicznej części nie otrzymują wynagrodzeń – tu akurat o dziwo sytuacja nie jest tragiczna jakby mogło się wydawać gdyż nie wiem czy znajdziemy jakiegoś lekarza, który planowałby utrzymać się z publicznej pensji – swoją drogą warto by popytać. Kolejnym problemem jest nie wywiązywanie się przez rząd z finansowania żołnierskich ubezpieczeń. Mianowicie w Libanie każdy żołnierz może zdecydować z jakiego szpitala chciałby skorzystać – państwo w kolejnym kroku pokrywa koszty leczenia. W teorii… w praktyce są z tym ponoć spore problemy. I w końcu najważniejsze i ciągle dosyć świeże echo kryzysu. Pisałem wcześniej, że w kraju brakuje dolarów i tym samym kurs Funt Libański – Dolar na czarnym rynku zaczął szybować w górę. Firmy medyczne i farmaceutyczne oczekują zapłaty w dolarach tym samym koszt leków, prawie że z dnia na dzień zdrożał co najmniej o ponad jedną czwartą. Reasumując w kraju zaczyna brakować lekarstw… Na czym polega strajk? Szpitale dzisiaj przyjmowały wyłącznie pacjentów w ciężkim stanie.

A jakie wieści ze świata wielkiej libańskiej polityki? Ano rząd stwierdził, że świetnym pomysłem będzie zastąpienie (propozycja) na stanowisku premiera oligarchy Saada Haririego (precyzyjniej, który sam zrezygnował dwa tygodnie temu) innym oligarchą, pochodzącym z Trypolisu i co chyba nikogo nie powinno dziwić – będącym w świetnych relacjach z ww. Haririm – Mohamadem Safadim. O Safadim już dwukrotnie słyszałem, że w zatoce Zaytuna znajdującej się w luksusowym skrawku Bejrutu wynajmuje od państwa ziemię (nie znam powierzchni) w cenie 2500 libańskich funtów za metr kwadratowy i dalej podnajmuje już za 10000 dolarów. Nawet jeśli liczby do końca by się nie zgadzały możemy założyć, że na interesie nasz nowy bohater raczej nie jest stratny. Protestujący w pierwszych dniach przychodzili z własnym jedzeniem w rejon owej zatoki i pokazowo piknikowali co miało oznajmić, że ta ziemia należy do ludzi, a nie oligarchy. A przypominam, że jak najbardziej do nich należy ponieważ jest pierwotnie wynajmowana od państwa.
Nie muszę chyba dodawać, że Libańczycy nie przyjęli kandydatury Safadiego zbyt optymistycznie…

A protestujący zamiast pokazowych rotacji oczekują przedwczesnych wyborów i powołania kompletnie nowego, technokratycznego rządu, który przeprowadzi kraj ewolucyjnie przez reformy mające obalić system konfesjonalny (religijny).